Blok artystyczny jest jak jednorożec – wszyscy o nim opowiadają, ale jakoś nikt nigdy go nie widział.
Niemal na pewno twój “blok artystyczny” to po prostu najzwyklejsza reakcja obronna twojej podświadomości. Może wynikać z dwóch źródeł – albo wychodzisz poza twoją strefę komfortu i taki paraliż ci to sygnalizuje – albo po prostu oszczędzasz energię.
Twój mózg to genialny optymalizator energii. Jego głównym, ba!, jedynym zadaniem jest utrzymanie cię przy życiu. A jakieś tam rysowanie nijak się widać twojej podświadomości z przetrwaniem nie kojarzy.
Wręcz przeciwnie, rysowanie mogłoby zużywać twoje cenne zasoby – czas, świadomą uwagę i energię. Twojemu mózgowi dużo łatwiej jest wygenerować “artystyczny blok” żeby cię powstrzymać od wydatkowania bezcennej życiowej energii.
I palniesz cośtam do siebie w myślach – albo, że ci się nie chce, albo, że za przeproszeniem, gówniany z ciebie artysta – i bach! Nic nie robisz. Energia zaoszczędzona.
Więc tworzenie nawyku swoją drogą, a ty musisz się zająć trochę swoim wewnętrznym dialogiem. Co ci tam po głowie chodzi, jak ociągasz się z zabraniem do rysowania? Trochę samoświadomości pozwala uczynić cuda w rozwalaniu takich bloków.
Brak pewności siebie
Najczęstszym i najłatwiejszym mechanizmem obronnym twojego mózgu jest wygenerowanie braku wiary w siebie i swoje możliwości. Skoro jesteś do bani, to nie warto się nawet brać za rysowanie, prawda? Dowalisz sobie jakąś obelgą w myślach, poczujesz żałośnie i pójdziesz do lodówki pocieszyć się lodami, zamiast wydatkować życiową energię na rysowanie.
Jest taka książka dla artystów, The War of Art. Opowiada właśnie o tych wewnętrznych mechanizmach i, że jedynym skutecznym przeciwdziałaniem jest akcja. Wielu artystów zaczerpnęło z tej książki motywację do tworzenia, głównie dzięki temu, że autor nazwał zjawiska, które odbijały się w ich zachowaniu. Każdy artysta myśli, że jest tragicznie wyjątkowy i tylko jego dosięga niemoc twórcza. A tu się okazuje, że wszyscy tak mają.
A szczególnie mają tak początkujący artyści. No bo dlaczego mieliby nie mieć? Przecież dopiero zaczynają. Na początku zawsze potrafisz i umiesz najmniej. Nie ma jak czerpać pewności siebie ze swoich dokonań, skoro jeszcze żadnych nie masz.
Jak to często bywa, podświadomość robi nas w konia: “Nic nie umiesz, więc do niczego się nie nadajesz. Nawet się za to nie zabieraj.” A przecież każdy mistrz kiedyś zaczynał i na początku niewiele potrafił. A tymczasem pewność siebie i mistrzostwo osiąga się przez praktykę.
Praktyka czyni mistrza
James Clear napisał na swoim blogu o pewnym eksperymencie w szkole artystycznej. Członkowie jednej grupy mieli co tydzień oddawać nową pracę. To była taka masówka. Członkowie z drugiej grupy mieli oddać tylko jedną pracę przez cały semestr. I mieli ją wycyzelować do perfekcji. Zadbać o każdy detal. Włożyć w nią wszystkie te godziny, które ich koledzy poświęcali na cotygodniowe prace domowe w jedno dzieło.
Okazało się, że członkowie pierwszej grupy oddali dużo lepsze prace. Och, oczywiście nie wszystkie. Na początku pewnie nie były to zbyt dobre prace. Ale z czasem i praktyką wyprzedzili znacznie swoich kolegów cyzelujących jedną pracę.
Morał z tego posta był taki, że lepiej – szczególnie na początku – po prostu poświęcić się regularnej praktyce. Być może, jeśli osiągniesz mistrzostwo w swojej dziedzinie cyzelowanie ma sens. Kiedy zaczynasz, jest zupełnie bezsensowne. Nie masz mierzyć w perfekcję, lecz w produkcję. Tylko ukończone prace, nawet te całkiem spaprane, mogą cię czegoś nauczyć.
Moje doświadczenie
Zgadzam się z wynikami tamtego eksperymentu. Kiedy już napisałem z dziewięć książek, skontaktowała się ze mną profesjonalna ghostwriterka. Ktoś kazał jej pisać książki w moim stylu, więc przeczytała wszystkie moje książki. I powiedziała mi, że wyraźnie widziała postęp w moich książkach.
Parę miesięcy temu, kazałem mojej wirtualnej asystentce zrobić inwentaryzację moich odpowiedzi na Quorze po angielsku z ostatnich kilkunastu miesięcy. Przy okazji sprawdziła mi ranking moich odpowiedzi. Im były nowsze, tym zwykle były wyżej na stronie odpowiedzi. Ponad 80% było na miejscach 1-3. Nie dziwota – „kilkanaście ostatnich miesięcy” oznaczało, że pisałem już codziennie przez ładnych sześć lat. Czegoś się najwidoczniej nauczyłem.
To tyle, w kwestii pokonywania twórczego bloku. A jak zbudować twórczy nawyk? Tak jak wszystkie inne, świadomie i nie pozwalając się zbytnio wtrącać w ten proces podświadomości: