Powyższe pytanie zadano mi na Quorze wraz z poniższym doprecyzowaniem:
I nie robi nic w kierunku, żeby to zmienić? Zamiast tego wolą biadolić i optować za jak najwcześniejszym wiekiem emerytalnym.
Oto moja odpowiedź:
A dlaczego ludzie są w podłych związkach, chorobliwie otyli, uwikłani w uzależnienia, nie spełniają swoich marzeń, mają długi? I w dodatku nic nie robią w kierunku poprawy swojej sytuacji, tylko siedzą na tyłkach i narzekają, że to wina “onych”: tych z PO albo PiS, wrednych kapitalistów albo lewaków, ich mamy, taty, nauczycieli, rodzeństwa, Żydów, katoli, tęczowych, dewotów, i innych podłych ludzi.
No dlaczego?
Ot, taka ludzka konstytucja i dola
Lepsze zło znane niż nieznane. Lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu. Lepiej ponarzekać i pomarudzić, niż zdobyć się na ciężki wysiłek związany z poprawą swojego losu.
Łatwiej ponarzekać, że to warunki pracy, głupi szef, ewolucja, kultura, religia, masoni, obcy (niepotrzebne skreślić!) niż wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Stawianie się w roli ofiary jest bardzo wygodne – jam jest nieszczęśliwy, to mnie teraz ratujcie. Zmieńcie mi to środowisko pracy, a swoją pracę polubię. Albo rozwalcie całą cywilizację, wróćmy do zbieractwa, będziemy żyć w zgodzie z naturą, to nawet nie będzie pracy, którą bym miał lubić.
I nagle się okazuje, że potrzeba przebudowy całego społeczeństwa i cywilizacji, żeby taki delikwent polubił swoją pracę (lub jej brak, vide zbieractwo).
Marudzić, biadolić i stawiać się w roli ofiary jest zawsze łatwiej, niż wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Siedzieć i krytykować jest łatwiejsze, niż wziąć się za siebie i wykonać konieczną pracę do tego, żeby zmienić robotę, zrzucić zbędne kilogramy, spłacić długi, itp.
A jako ludzkość, jakoś tak mamy, że zwykle idziemy po najmniejszej linii oporu.
Zmiana nie jest mocną stroną ludzkości
90% ludzi woli śmierć niż zmianę. Dosłownie. Wśród osób po zawałach zrobiono badania- zalecono im zmianę stylu życia, żeby dłużej pożyli. Jakieś 10% się zastosowało. I to nie było jednorazowe badanie, co i rusz takie badania były powtarzane w różnych konfiguracjach, a wyniki zawsze oscylowały koło tych liczb.
Odpowiedzialność i tożsamość
Na rekolekcjach usłyszałem kiedyś cytat z pewnego psychologa, że łatwiej jest ludziom wyjść z ciężkich nałogów (alkohol, narkotyki) niż zmienić obraz samego siebie. Bardzo często zrobienie “czegoś w kierunku zmiany” oznacza właśnie zmianę obrazu samego siebie. Trzeba zmienić przekonania na temat świata – i co gorsza na swój temat – żeby zmienić swoje akcje i wyniki.
Bo skoro są ludzie na świecie, którzy lubią swoją pracę, a wyewoluowali dokładnie tak jak ja, to chyba jednak ewolucja nie jest winna?
Bo skoro na tym samym rynku są firmy z “mocną” atmosferą i “słabą” atmosferą, to chyba nie do końca tylko wina atmosfery? A jeśli nawet, to przecież wystarczy “tylko” zmienić pracę na taką z dobrą atmosferą?
I takie naruszenie własnych przekonań prowadzi do konfrontacji z własną tożsamością: hmm, skoro to nie ewolucja, to może ja jestem problemem? Marudzę i wydziwiam, zamiast coś zrobić, żeby znaleźć pracę, którą będę lubić?
A wystarczyłoby żebym energię poświęconą na wyznawanie doktryn ewolucyjnych przekierował na poszukiwanie pracy albo przekwalifikowanie i już bym miał pracę, jaką lubię.
Większość ludzi nie ma w sobie wystarczająco dużo pokory, żeby w ten sposób zachwiać swoimi przekonaniami i przebudować swoją tożsamość.
I zostają w pracy, której nie lubią. Biadoląc i wyczekując emerytury.