Obecnie mam plus-minus pięć źródeł dochodu. Napiszę o dwóch “zawodach”, w których spędziłem najwięcej czasu.
1. Szeroko rozumiane wsparcie IT.
Pracuję w IT od 2004 roku, a na studiach już trochę dorabiałem w tym zakresie. Maczałem paluchy chyba w każdym zagadnieniu, od naprawiania urządzeń, przez wsparcie aplikacji, aż do wsparcia dla systemów operacyjnych i rozwiązań wysokiej dostępności. Cechą najważniejszą w tym zajęciu jest:
a) nastawienie, że “się da” (po angielsku brzmi to chyba ładniej: can-do attitude)
Bez nastawienia, że się da, nic się nie da. Jeśli na samym wstępie stwierdzasz, że ni hu-hu tego problemu nie rozwiążesz, to jak go rozwiążesz?
I wcale nie musisz mieć dogłębnej wiedzy. Czasami nawet jest to przeszkodą. Wiesz, że się “nie da” i nawet nie próbujesz znaleźć rozwiązania. A niedoświadczony dyletant będzie próbował i znajdzie sposób.
b) wytrwałość
Nie wiem, co jest pierwsze, jajko czy kura, wytrwałość, czy nastawienie, że się da. Jedno rodzi i napędza drugie. Jeśli masz odpowiednie nastawienie, to próbujesz raz po raz, aż do skutku. To rodzi wytrwałość. Jeśli z oślim uporem próbowałeś rozwiązać “nierozwiązywalny” problem, i w końcu się udało, to zaczynasz sobie zdawać sprawę, że zawsze się da.
c) niebywała zdolność przywiązywania uwagi do szczegółów
Większość moich “historii wojennych” o niesamowitych rozwiązaniach problemów informatycznych sprowadza się do znalezienia przecinka czy cyferki w kodzie, które wywalały proces.
d) magiczna wręcz zdolność do balansowania pomiędzy procedurami a intuicją
Procedury, zwłaszcza w IT, są świetne i święte. Potrzebujesz ich przestrzegać, kiedy masz władzę, żeby za pomocą jednej komendy całkowicie zniszczyć produkcyjną bazę danych. (Raz o mało tego nie zrobiłem… na szczęście przestrzegałem procedury i byłem na środowisku testowym).
Z drugiej strony, często potrzebujesz pewnego stopnia swobody, żeby rozwiązać problem. Jak to mawiają Amerykanie, musisz kolorować trochę poza linią.
Bo jeśli zdasz się jedynie na procedury, to problem klienta może czekać i pół roku na rozwiązanie z Oracle czy Microsoftu. A w biznesie mało kto ma pół roku na czekanie.
Czasami trzeba więc łamać zasady. Najczęściej trzeba się ich trzymać. (Raz zapuściłem proces bez odpowiedniego przetestowania. W efekcie trzeba było odtworzyć cała bazę danych na środowisku produkcyjnym – a całe ćwiczenie służyło temu, żeby tej konieczności uniknąć!).
“Nic nie popsuć” jest ważną zasadą, ale w momencie jak już coś i tak jest popsute, często nieszablonowe działania są dopuszczalne. Serio, po kilkunastu latach we wsparciu IT, uznaję tą cechę za coś z pogranicza magii, co można zdobyć jedynie przez doświadczenie.
2. Pisanie.
W 2013 wydałem moją pierwszą książkę. Obecnie około połowa moich dochodów płynie w taki czy inny sposób z pisania. To druga działalność zarobkowa, którą zajmuję się od lat. Rozpoznaję dwie cechy istotne w tym zawodzie.
a) wytrwałość
W obecnych czasach pisanie jest jedną z najbardziej konkurencyjnych branż na świecie. Każdy może usiąść, postukać w klawiaturę i coś stworzyć. Konkurencja jest niebywała. Na Amazonie jest już ponad 32 miliony tytułów. A co roku wydawane jest kilkaset tysięcy nowych książek.
Napisać coś i wydać nie jest większym problemem. Wybić się na tyle, żeby zarobić jakieś pieniądze to już olbrzymie wyzwanie. I wymaga czasu. A zmierzenie się z czasem wymaga wytrwałości.
Pierwszy przelew z Amazon dostałem po pół roku. Wynosił 11.4 Euro. Osiem miesięcy po wydaniu pierwszej książki sprzedałem prawie dwieście kopii moich książeczek w ciągu miesiąca. Zarobiłem 2% mojej wypłaty w IT. Pamiętam moją myśl: “No, to jeszcze tylko napiszę 50 książek i będę mógł rzucić pracę.”
Cóż, w rzeczywistości zajęło mi to chyba 13 książek i prawie 4.5 roku, żeby przejść na pół etatu. Potem było już z górki.
Obecnie należę do wąskiego grona wybrańców (może z 30,000 autorów na świecie), którzy zarabiają ponad 10 tysięcy dolarów rocznie z tantiem. Dotarcie do tego punktu zajęło mi siedem lat wytężonej pracy.
b) dyscyplina
Znam setki autorów, a może i tysiące. Wszystko ich różni.
Znam autorów bystrych i dość tępych.
Znam introwertyków, którzy nikomu nie pokazują swojej twarzy i gości, którzy na scenie czują się jak ryba w wodzie.
Znam kompletnych ignorantów marketingu i niedoścignionych geniuszy marketingu. Znam geniuszy pióra, którzy piszą wprost przepięknie, i takich jak ja, którzy ledwie osiągnęli poziom przyzwoitego rzemiosła.
Wśród tych, dla których pisanie stanowi znaczącą część dochodu, dyscyplina jest jedynym wspólnym mianownikiem.
Kiedy jesteś autorem, nie stoi ci nad głową szef i nie każe pisać. Żeby coś wyprodukować, potrzebujesz dyscypliny. Ewentualnie, potrzebujesz jakiejś jej protezy. Znam autorów, którzy uciekają z domu na kilka tygodni, zaszywają się w głuszy i piszą jak szaleni. A potem miesiącami nie piszą nic lub niewiele.
Dyscyplina i wytrwałość faktycznie pomagają odnieść sukces w tym fachu.