Trzy nawyki, które znacząco poprawiły jakość mojego życia

Mam kilkadziesiąt nawyków, ale tutaj napiszę tylko o trzech, których wpływ na jakość mojego życia był zaiste spektakularny.

1. Ćwiczenia.

Ten nawyk uratował mi życie.

Och, nie w dosłownym sensie. Nie zacząłem biegać maratonów mając 100 kilo nadwagi. Nic z tych rzeczy.

Ale latami, moje życie zmierzało donikąd. A “donikąd” zawsze oznacza niewłaściwy kierunek. Nie miałem poczucia sensu. Żyłem w stanie permanentnej pustki egzystencjalnej.

Powoli przywierałem na wadze. Moje przyjaźnie się rwały i zanikały. W pracy się opierdzielałem. Nie widziałem nawet milimetra rozwoju w moim życiu duchowym.

Żyłem w cichej desperacji

A jedyną rzeczą, która jeszcze trzymała mnie na powierzchni, był mój nawyk robienia serii pompek każdego ranka, aż do momentu, kiedy nie mogłem się podnieść z podłogi.

Pierwsza poprawa pojawiła się w kilka miesięcy po rozpoczęciu tego nawyku. Bardzo często zapominałem o porannej modlitwie w szale porannych przygotowań do pracy. Regularność porannych pompek też pozostawiała wiele do życzenia, ale je przynajmniej nadrabiałem później w ciągu dnia.

Postanowiłem połączyć pompki i modlitwę. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nagle oba nawyki się wręcz zabetonowały w moim życiu. Mogłem zapomnieć o pompkach, mogłem zapomnieć o modlitwie, ale zapomnieć o obydwóch rzeczach było niemożliwością. Wątpię, czy zebrałem 10 przerw w tych nawykach przez ostatnie 10 lat.

Przez kolejne sześć lat, do roku 2012, to było jedyne znaczące polepszenie mojego życia. Wtedy wypadł też kryzys finansowy i zostałem zwolniony z pracy. Szybko znalazłem nową pracę, ale podciągnięcie wypłaty do poprzedniego poziomu zajęło mi dwa długie lata. I nadal nie widziałem sensu w moim życiu.

Nawyk kluczowy

Korzyści z codziennych ćwiczeń, to nie tylko lepsze zdrowie, sprawność, produktywność czy większy poziom energii. To są tylko takie normalne następstwa tego nawyku.

Prawdziwa korzyść z regularnych ćwiczeń jest taka, że budujesz nawyk kluczowy. Po tym, jak ćwiczysz dosłownie latami, nie ma mowy żebyś porzucił/a ten nawyk. A z czasem kumuluje się on w impuls do dalszego działania.

Sześć lat po rozpoczęciu robienia pompek w końcu wziąłem się serio za moją wagę. Zmieniłem trochę dietę. Zrzuciłem ze trzy kilogramy w pięć miesięcy.

Mój długoletni nawyk codziennych ćwiczeń nauczył mnie doceniać wartość wytrwałości na dosłownie fizycznym poziomie. Kiedy przeczytałem The Slight Edge, książkę, która promowała wytrwałość, jako fundament jakichkolwiek wyników w życiu, ten przekaz dotarł do mnie momentalnie.

Pomimo, że przez 16 lat nie robiłem dosłownie nic z moim rozwojem osobistym, zdecydowałem się wypróbować podejście The Slight Edge.

Reszta jest historią. Odgrzebałem sens swojego życia. Wykształciłem mnóstwo nowych dobrych nawyków. Odbudowałem moje życie.

2. Pisanie.

Codziennie piszę około 700 słów i publikuję 90% tego, co wyprodukuję. Ale kiedy przeczytałem The Slight Edge w sierpniu 2012 roku, jedyną rzeczą, którą kiedykolwiek “opublikowałem”, była moja praca magisterska.

Po powrocie do rozwoju osobistego, poszukałem trochę w swoim sercu, co mnie kręci, i ku mojemu zdumieniu odnalazłem tam dawno pogrzebane dziecięce marzenie, żeby zostać pisarzem.

Dwa miesiące zajęło mi, zanim opublikowałem pierwszy post na blogu. Osiem miesięcy zajęło mi, zanim opublikowałem moją pierwszą książkę (liczącą całe 46 stron). Zajęło mi niemal cały rok, zanim zacząłem pisać każdego dnia.

Jak dotąd, wydałem 17 książek.

(to nie wszystkie 😉 )

Prowadzę blog po angielsku. Moje odpowiedzi na angielskiej Quorze wyświetlono już ponad 8 milionów razy. Oprócz książek, napisałem kilka programów coachingowych, wiele postów gościnnych i artykułów do magazynów internetowych.

Jak to wpłynęło na jakość mojego życia?

Pisanie jest częścią mojej tożsamości i powodem istnienia na tej planecie. Dzięki słowu pisanemu odkryłem, że mogę pomagać ludziom poprzez czas i przestrzeń. Na przykład, pewna Amerykanka przeczytała moją pierwszą książkę dwa lata po jej publikacji. I pomogło jej to przezwyciężyć cichą desperację w jej życiu.

Moja samoocena się poprawiła. Moje książki naprawdę pomagają moim czytelnikom i przez to czuję się więcej wart. I czuję, że robię dokładnie to, do czego zostałem stworzony, po raz pierwszy w moim życiu. To daje mi niesamowity pokój pośród burzliwych kolei życia.

No i zarobiłem ładne pieniądze na boku. Dzięki tantiemom z mojego pierwszego bestsellera, było nas stać na kredyt hipoteczny zaciągnięty w 2014 roku. A potem tantiemy pozwoliły mi wpakować w remont dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy złotych.

(nasz dom)

Jakość życia mojej rodziny bardzo się poprawiła. Gnieździliśmy się w bloku, w piątkę, na 55 metrach kwadratowych. Nasz stumetrowy domek wydaje się nam być pałacem.

(moje “biuro” w kuchni, w naszym starym mieszkanku)

W 2015 roku zmieniłem pracę, co wiązało się z 30% podwyżką. Rozmowa kwalifikacyjna poszła mi jak z płatka. Sporą zasługę miała tu moja zwiększona pewność siebie wynikająca z mojego pisania.

3. Wdzięczniczek.

26 września 2012 roku zacząłem mój pierwszy wdzięczniczek, o żonie. Zapisywałem w nim codziennie kilka rzeczy, za które byłem w niej/ o niej wdzięczny.

Teraz prowadzę trzy wdzięczniczki – jeden o żonie, jeden o dzieciach, a jeden ogólnie o moim życiu. Codziennie dokonuję 25-50 wpisów do moich wdzięczniczków. Dotyczą one mojej rodziny oraz wszelkich powodów do wdzięczności, które zaobserwowałem w ciągu bieżącego dnia.

(wdzięczniczkowe sekcje w moim pamiętniku)

W grudniu 2015 roku wysłuchałem podcastu z Shawn’em Achor’em (jest po angielsku), autorem książki “The Happiness Advantage” (Przewaga szczęścia). Dopiero wysłuchawszy tego wywiadu dowiedziałem się, jak wiele zawdzięczam swoim wdzięczniczkom.

W ciągu trzech lat pomiędzy rozpoczęciem pierwszego wdzięczniczka, a podcastem totalnie przemeblowałem moje życie.
Pokonałem moją chorobliwą nieśmiałość.
Rozpocząłem karierę pisarską.
Kupiłem dom, zmieniłem pracę, rozpocząłem coaching nawyków przez Internet i zrobiłem masę innych rzeczy.
Wiele razy odniosłem porażki, kilka razy odniosłem całkiem spektakularne sukcesy, ale co najważniejsze – wytrwałem w moim ciągłym poszukiwaniu rozwoju.

I zawdzięczałem to wdzięczniczkom

W rzeczonym wywiadzie Shawn stwierdził, że wdzięczność potrafi zmienić myślenie z negatywnego w pozytywne. To 100% prawdy. Wcześniej byłem pesymistą, a moim życiowym mottem było: “Spodziewaj się najgorszego, będziesz miał same miłe niespodzianki.”

Wdzięczność całkiem przemeblowała moje myślenie. A dlaczego to jest ważne? Otóż:

“Kiedy twoje myślenie jest pozytywne, każdy wynik, który potrafimy doświadczalnie zmierzyć, dramatycznie rośnie”. — Shawn Achor

Wszystko jest lepsze, z pozytywnym myśleniem

Shawn podawał przykłady badań amerykańskich naukowców, którzy mierzyli wpływ pozytywnego myślenia na różne, konkretne obszary życia. Badali sprawność fizyczną, wyniki sprzedaży, odporność organizmu, szanse na podwyżkę, stopnie w szkole, ciśnienie krwi, poziom oszczędności na koncie w banku… I wszystko zawsze było “dramatycznie” lepsze (jak wyjaśnił Shawn, oznaczało to 15-30% poprawy wyników).

Moje doświadczenie w pełni się zgadza z wnioskami amerykańskich badaczy.

Dzisiaj mam więcej przyjaciół, moja sprawność fizyczna jest niesamowita (jak na 40-latka o siedzącym trybie życia), moje zdrowie się znacząco polepszyło (od lipca 2013 chorowałem całe trzy razy), moje życie duchowe ma się dużo lepiej, zarabiam ze dwa razy więcej niż 7 lat temu, uzyskałem kilka profesjonalnych certyfikatów, czytam dwa razy szybciej…

Lista korzyści z moich nawyków i pozytywnego myślenia ciągnie się bez końca. Wszystko w moim życiu jest lepsze.


To tylko trzy przykłady z długiej listy moich nawyków. Jestem święcie przekonany, że każdy dobry nawyk zwiększa jakość życia.

To pytanie i moja odpowiedź przypomniały mi, że powinienem w końcu zrobić pełen przegląd moich nawyków, wraz z płynącymi z nich korzyściami, żeby zainspirować innych do pracy nad ich nawykami.

Mam nadzieję, że zainspirowałem ciebie.

2 Comments Trzy nawyki, które znacząco poprawiły jakość mojego życia

  1. Inga

    Witaj
    Pięknie powiedziane. Odgrzebałem moje dziecięce marzenia… właśnie. Dla mnie to wciąż nieodgadnione. Niby mówi się, że każdy ma to w sobie, że wystarczy sobie przypomnieć. Od lat probuję i nic. No nic. Nie wiem co jest moim marzeniem. Już nawet doszłam do wniosku, że po prostu zwyczajne życie, podnoszenie się z łóżka i powolne, ze skupieniem wykonywanie codziennych zajęć oraz polubienie ich jest dla mnie życiową drogą, bo przecież nie każdy osiąga sukces w świecie zewnętrznym? Zwyczajna codzienność bez sukcesów zawodowych jest dla mnie? Nawet jestem w stanie pogodzić się z takim życiem, gdyby tylko dało się mieć dach nad głową i mieć z czego żyć… nie mogę tego ogarnąć od dłuższego czasu. Nie mam dziecięcego marzenia, to wiąże się z brakiem motywacji, a brak motywacji wiąże się z frustracją w pracy… i tak w kółko. No, może chaotycznie, ale może coś podpowiesz?
    Inga

    Reply

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *