U mnie najlepiej sprawdza się prowadzenie listy zadań tylko na jeden dzień na raz. Roczne cele to moja wieczna zmora.
Miesięczne już wychodzą mi ździebko lepiej.
Bardzo ciężko zaplanować mi tydzień zadań i zrobić choć 80% planu.
Wolę więc planować zadania na jeden dzień i skupiać się na nich. Dosyć ma dzień swojej biedy.
I tak mam wystarczającą traumę wynikającą z tego, że połowy zadań nie zrobię albo przesunę. Gdybym miał ją pomnożyć razy 7 albo trzydzieści, nie wyszedłbym z wariatkowa.
A w jakiej formie?
Wstyd przyznać, ale w trojakiej.
Po pierwsze, i tego absolutnie nie należy robić (dzieci, róbcie tak, jak tata mówi, a nie jak robi!), trzymam zadania w głowie. Oczywiście, głowa to nie śmietnik, marnuję własny potencjał w ten sposób. To tak, jakbym komputera używał jako przycisku do papieru. No i owszem, spełnia tą funkcję, ale mógłby robić o wiele więcej!
Continue reading