Regularna aktywność fizyczna – co sprawia najwięcej trudności?

Rozpoznaję dwa główne czynniki, i doprawdy nie wiem, który z nich ma większe znaczenie. Aha, i żadnym z nich nie jest lenistwo.

Czynnik #1. Regularność.

Dużo więcej osób ma problem z tą częścią pytania, niż z aktywnością fizyczną. Są i tacy, którzy na ćwiczenia mają wręcz alergię, jak moja mama. Za każdym razem jak mnie widzi spoconym czy zziajanym, to się pyta: Warto tak się męczyć? Ona się nie “męczy”, ale wdrapanie się na piętro wywołuje u niej zmęczenie :/

Niedawno wrzuciłem na Medium artykuł o tym, jak to znalazłem się w górnym procencie (ba, w górnych sześciu promilach!) osób korzystających ze smartbandów Huawei, żeby mierzyć sobie liczbę przemierzanych kroków.

Huawei sprzedał miliony smartbandów, pewnie już więcej niż pięć milionów. Konkuruję więc teoretycznie z kilkoma milionami ludzi. I wiesz co? Każdego miesiąca co najmniej setki tysięcy z nich robią więcej kroków niż ja.

A jednak moje urządzonko mówi, że jestem lepszy niż 99.94% użytkowników. Jak to?! Po prostu, ja nie mam problemów z regularnością, a te setki tysięcy lepszych ode mnie danego miesiąca je mają. Pomierzą swoje kroki miesiąc-trzy, a potem im się “odechciewa”.

A co stoi za tą niechęcią do regularności? Uważam, że głównie ta myślowa sztuczka podświadomości, która kiedy tylko zabierasz się do ćwiczeń, podsuwa ci wizje cierpienia, niewygody i zmagań.

Co ciekawe, niby podświadomość się na czasie nie zna i rozumie tylko teraźniejszość, ale jak sobie myślisz o regularnej aktywności, to podświadomość podpowiada ci skumulowany trud, wręcz z całej wieczności. Jest ci trudno wypełznąć z ciepłego wyra dzisiaj, ale na myśl, że masz to zrobić, i jutro, i pojutrze, i przez następne 10 lat, sprawia, że nagle zwala się na ciebie trud wypełzania przez cały ten okres.

A należałoby wrócić do tu i teraz. Ten jeden raz przydałoby się myśleć tylko o teraźniejszości i zostawić w spokoju całą przyszłość. Jeśli masz regularnie ćwiczyć, to musisz z łóżka wypełznąć dzisiaj i wziąć się do roboty. Jeśli tego nie zrobisz, to choćby i jutro to się wydarzyło, o regularności nie będzie mowy. Jednorazowe działanie, to nie regularność.

Innymi słowy, powiększasz twoją fizyczna aktywność w swojej głowie myśląc o kolejnych treningach. Swoje teraźniejsze możliwości przeciwstawiasz na raz tygodniom harówki. I przegrywasz.

Chociaż to “powiększanie” nie odbywa się zawsze tylko w głowie. Bardzo często ludzie próbują się wziąć za ćwiczenia zbyt ambitnie. Ćwiczą godzinami albo do upadłego. A taka aktywność nie ma szans, żeby przekształcić się w regularną. Wcześniej czy później życie wchodzi im w drogę i rezygnują. I koniec z regularnością.

Wskazówka: jeśli chcesz podejmować regularną aktywność fizyczną, to musisz się skupić na konsekwencji, a nie na skali.

Chcesz robić pompki? Zacznij od pięciu na raz, nie od pięćdziesięciu. Chcesz biegać? Zacznij od pół kilometra, a nie maratonu. I zawsze skupiaj się tylko na dzisiejszym zadaniu. Pięć pompek; 500 metrów; koniec. Nic więcej od siebie dzisiaj nie wymagasz.

Bonus: Śledź swoją aktywność.

Irracjonalnie wysoko cenimy sobie łańcuchy zwycięstw, ale zbyt rzadko tworzymy sobie zapis takowych zwycięstw. Jak spojrzysz na kalendarz, w którym masz już pięć gwiazdek w tym tygodniu za zrobione ćwiczenia, to ruszysz tyłek, żeby nie “stracić” swojej inwestycji.

Czynnik #2: Kultura.

W Średniowieczu panował kult duszy, a ciało było uważane za zakałę człowieczeństwa. Dzisiaj panuje kult umysłu, a ciało jest uważane za – co najwyżej – źródło przyjemnych doznań. Ale generalnie, to uważamy się za “mózgi na nogach” jak to zgrabnie ujął pewien amerykański autor (John Comer, “The Ruthless Elimination of Hurry”).

Zaś aktywność fizyczna, ćwiczenia, niewiele mają wspólnego z przyjemnością, zwłaszcza w pierwszym momencie. A że bez pierwszego momentu nie ma i następnych, to regularność leży i kwiczy.

Ludzie nie mają świadomości jak istotne jest utrzymywanie swojego ciała w optymalnej formie. Nie, nie w “idealnej”, wystarczy optymalna. Nie 8% tłuszczu, ale 18-22%, jak u normalnego człowieka. Nie występowanie w maratonach, lecz robienie 10 tysięcy kroków każdego dnia.

Niestety, w obecnych czasach na zdrowie i ciało zwraca się uwagę dopiero wtedy, gdy zawodzi. A wtedy jest już zwykle za późno. I jakoś nie potrafi się przebić do szerszych kręgów świadomość tego, że człowiek został stworzony do ruchu.
Nie, nie ciągłego, ale regularnego. Przecież gdyby nasi przodkowie sprzed trzech tysięcy, czy nawet pięciuset lat, pokonywali dziennie tylko kilka tysięcy kroków, to by zdechli z głodu. Albo by ich coś zeżarło, jakby przestali uciekać.

Druga skrajność, choć dotyczy mniejszości, też wywiera wielki wpływ na kulturę. Wariaci z siłowni, którzy pompują żelazo po kilka godzin dziennie, albo fit laski chude jak szczapa, zainspirowani bożyszczami sportu i aktorstwa. A potem wszystkie fejsbuki i insta są pełne fotek takich bysiów i foczek.

Normalny człowiek patrzy na nich i myśli sobie: “Ej no, ja jeszcze nie zwariowałem, nie będę się tak męczyć tylko po to, żeby tak wyglądać!” I na wszelki wypadek, nie “męczy się” wcale 😉

Gdyż ciało to nie laurka, którą się chwalisz, ani nie maszynka do dostarczania przyjemnych bodźców.

Jim Rohn nazwał ciało naszym systemem wsparcia (albo i zabezpieczenia – z ang. support). To wspaniale, że chcesz się dobrze uczyć, być świętym, być dobrą mamą albo produktywnym geniuszem.
Ale jak będziesz zaniedbywać swój system wsparcia, to każde z powyższych zamierzeń będzie trudniejsze do osiągnięcia.

Chcesz być produktywnym geniuszem? Super! A zatem poruszaj się minimum pół godziny dziennie. Chociaż, żeby być produktywnym geniuszem trzeba czegoś więcej – nie tylko się “ruszać”, ale robić to intensywnie.

Szybsze krążenie krwi czyni cuda dla kreatywności. Ileż to razy usłyszałem, albo przeczytałem w wywiadach z przedsiębiorcami, że wpadli na pomysł podczas spaceru/ joggingu /codziennych ćwiczeń/ na siłowni (niepotrzebne skreślić)!

Oprócz tego, przyśpieszone krążenie przekazuje biochemiczne sygnały odbudowy do wszystkich komórek ciała. To najtańszy i najprostszy sposób, żeby pozostawać w zdrowiu. A chyba nie muszę ci tłumaczyć o ile łatwiej jest być produktywnym w zdrowiu, niż w chorobie?

Wskazówka: Jeśli przyłapujesz się na myślach typu: “Eee, i tak nie warto!”, “Po co się męczyć?”, “To mi do szczęścia niepotrzebne” zacznij kombinować jak kultywować zdrowsze podejście do aktywności fizycznej.
Ja już mam wbite do głowy, że moje ciało to system podtrzymujący i wspomagający moje wszelkie wyższe aspiracje. Więc nigdy nie kwestionuję potrzeby porannego treningu, spaceru, wyjścia na rower czy na basen.

Poszukaj danych na temat korzyści z regularnego ruchu. Zapisz sobie jakieś inspirujące cytaty i czytaj je codziennie. Codziennie przeciwdziałaj otaczającej nas kulturze marazmu i hedonizmu.

Bonus: Spędzaj więcej czasu z ludźmi aktywnymi fizycznie.

Społeczna osmoza sprawi, że i ty będziesz się więcej ruszać. Gwarantuję. I nawet nie trzeba się starać; dopóki aktywnie nie przeciwdziałasz wpływowi innych osób (na przykład wydziwiając w głowie jacy to z nich idioci, żeby tyle się wysilać), to podłapiesz ich zachowania. Włączając w to aktywność fizyczną.


Zbuduj własną filozofię kultury fizycznej. To pozwoli ci uczynić ćwiczenia częścią twojej tożsamości – “jestem osobą, która…” (robi 10 tysięcy kroków dziennie, biega, jeździ na rowerze, itp.) Dzięki temu, staniesz się odporniejszy/a na zewnętrzne wpływy.

Liczy się konsekwencja, a nie skala. Lepiej pójść na spacer wokół bloku, niż wcale. Lepiej zrobić trzy pompki, niż żadnej. A lepiej robić codziennie 10 pompek, niż zrobić jednego razu sto i “mieć to z głowy”.

To tak nie działa. Intensywna aktywność fizyczna jest wskazana, ale z umiarem. Jeśli nie potrafisz czegoś zrobić codziennie, to nie próbuj raz od wielkiego dzwonu.

Zacznij pomalutku, a z czasem zwiększysz intensywność/ długość swoich aktywności. Tak się buduje regularność, a nie bohaterskimi zrywami heroicznego wysiłku.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *