Mój wieczorny rytuał

Rzucam okiem na mój plan dnia zapisany w arkuszu Google i oceniam, że dzisiaj zrobiłem już wszystko, co miałem do zrobienia albo po prostu nie mam siły pracować więcej.

No i że nie ma żadnych superpilnych rzeczy do zrobienia. Potwierdzam sobie to przekonanie przewijając wszystkie moje cztery skrzynki emailowe w Thunerbird na szybkim podglądzie. Na koniec dania maile mam już ogarnięte, więc jeśli nie ma nic nieprzeczytanego, to jest OK.

Zwykle w tym momencie przełączam się na Notepad++ i zapisuję w moim dziennym logu wykonane zadania. Nadganiam też śledzenie moich nawyków w CoachMe.

Sprawdzam po raz ostatni sprzedaż moich książek na Amazonie danego dnia (taki mały kop dopaminy) i usypiam komputer.

Wyciągam moje wdzięczniczki i zapisuję drobnym maczkiem jakieś 20% strony mojego terminarza A5 rzeczami, za które jestem wdzięczny.

Zapisuję też kilka rzeczy, za które jestem wdzięczny dzięki mojej żonie w osobnym terminarzu oraz co najmniej trzy rzeczy (też z perspektywy wdzięczności) o każdym z moich dzieciaków w trzecim wdzięczniczku.

Sprzątam kuchnię, głównie pod kątem opróżnienia/ napełnienia zmywarki i jeśli jest wystarczająco dużo naczyń (zwykle jest), to uruchamiam zmywarkę.

Upewniam się, że drzwi wyjściowe są zamknięte na klucz.

Przebieram się w piżamę.

Myję zęby.

Zwykle, od momentu kiedy odkładam wdzięczniczki, robiąc te wszystkie manualne czynności nadganiam z moimi modlitwami.

Idę na górę, do sypialni. Parę razy w tygodniu zaglądam jeszcze do łazienki i się kąpię albo biorę szybki prysznic. Wychowałem się w czasach, kiedy dowcip:

Ja się kąpię, ty się kąpiesz, mama, tata i brat się kąpie.
Jaki to czas?

Sobota wieczór, pszepani!

był jak najbardziej aktualny, więc z doświadczenia wiem, że:
a) wcale nie śmierdzisz, jak się nie wykąpiesz jeden dzień
b) nie jest to śmiertelne w skutkach

Zwykle jestem tak skonany wieczorem, że zaledwie opłukam prysznicem kilka newralgicznych punktów.

I nadal się modlę.

Idę do sypialni, ogarniam ją (żona ma zwyczaj rzucania ciuchów z prania na łózko), nastawiam budzik, chyba, że go nie nastawiam. Jeśli następnego dnia nie muszę wstać na konkretną godzinę, robota się nie piętrzy, a ja jestem wystarczająco zmęczony, daję sobie pospać tyle, ile chce mój organizm. Tak było na przykład tej nocy i spałem osiem godzin, zaskakująco dużo jak dla mnie.

Kładę się do łóżka i zasypiam, często jeszcze z modlitwą w głowie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *