Jak wzmocnić swoją psychikę i przeć w życiu do przodu? W jaki sposób można poradzić sobie w chwilach rozpaczy?

To są dwa różne pytania, chociaż odrobinę ze sobą zazębione – trudno jest popadać w rozpacz, jeśli ma się mocną psychikę. Ale ja zajmę się głównie drugą częścią pytania – jak sobie poradzić w chwilach rozpaczy?

Przede wszystkim, cóż to takiego “rozpacz”? Mój ulubiony słownik PWN, mówi, że to:

uczucie bezsilności spowodowane zwątpieniem w coś lub nieszczęściem

W tej definicji kryją się ziarenka do zrozumienia i zwyciężenia rozpaczy.

Uczucie

Przede wszystkim, to jest uczucie. Żeby radzić sobie z uczuciami, rozmaitymi, również rozpaczą, potrzebna jest odrobina umiejętności. Umiejętności się ćwiczy. A już najlepsza nowina jest taka, że zdolność radzenia sobie z emocjami, tzw. inteligencję emocjonalną (EQ), można rozwijać przez całe życie.

Podstawą inteligencji emocjonalnej jest samoświadomość – rozpoznawanie własnych stanów emocjonalnych. Jeśli nie odróżniasz ściskania w dołku ze strachu od poczucia pustki w żołądku, bo jesteś głodny, to twoje szanse na radzenie sobie w chwilach rozpaczy są mierne.

Jest takie super mini-ćwiczenie na podwyższanie swojej świadomości emocjonalnej – co jakiś czas, w środku swojego dnia i zajęć, zatrzymaj się i pomyśl sobie, jaką emocję właśnie odczuwasz, zapisz ją. A ponieważ większość z nas jest naprawdę beznadziejna w kategorii “zatrzymaj się i pomyśl” najlepiej ustawić jakiś przypominacz na telefonie w tym celu.

W ten sposób kilka razy dziennie będziesz badać swój stan emocjonalny i nabierzesz w tym praktyki. Potraktuj to jako prewencję przeciwko rozpaczy.

Bezsilności

Po drugie, to uczucie bezsilności. Jak mądrze zauważył Piotr, rozpacz wcale nie wysysa ci sił fizycznych- nadal masz władzę nad swoim ciałem. Ale to jak z umiejętnością czytania – jeśli jej nie używasz, wcale nie jesteś lepszy od analfabety.

W stanie rozpaczy nadal jesteś zdolny do działania. To tylko uczucie bezsilności odcina cię od zdolności do działania. Stąd tak ważna jest inteligencja emocjonalna, która sprawia, że potrafisz zarządzić swoimi emocjami, uporać się z nimi.

Nawiasem mówiąc, mamy badania naukowe, które dowodzą, że emocja sama z siebie nie trwa dłużej niż dwie minuty. A jeśli trwa dłużej, to znaczy, że sami ją nakręcamy. Dwuminutowa rozpacz to dość rzadkie zjawisko, prawda? Czyli zrozpaczeni sami się nakręcają, karmią to uczucie. Zwykle objawia się to negatywnym dialogiem wewnętrznym- czarne myśli i samoocena poniżej poziomu mułu mieszają się w środku i wprawiają w ruch ten mroczny wir.

Jak to uciąć? Najlepiej zająć swoje myśli czymś innym. Techniką, która skutecznie działa na chwilę, jest jakaś pozytywna mantra połączona z natrętną melodyjką. Pośpiewaj sobie w głowie albo pod nosem, ze “wszystko będzie dobrze” albo “dam radę” albo “i to minie, jak wszystko”. Zrób to tak z kilka-kilkanaście razy; w tym czasie twój mózg nie będzie zajmował się czarnymi myślami, a mroczny wir rozpaczy nie będzie się dalej nakręcał.

Najważniejsze jest tutaj, żeby owa mantra brzmiała autentycznie w twoich uszach. Słynne jest inne badanie, które wykazało, że pozytywne afirmacje tylko pogarszają twoją sytuację, jeśli je na siłę forsujesz i w nie nie wierzysz.

Spowodowane zwątpieniem w coś

Wiesz, z czym mi się kojarzy rozpacz? Z “to już nie ma sensu”. To jest właśnie ostateczne zwątpienie – jeśli już nie widzisz dalszego sensu w działaniu, więc ogarnia cię uczucie całkowitej bezsilności. Cokolwiek zrobisz, nie ma sensu, i tak się nie uda, i tak nie doprowadzi do upragnionego efektu.

Wydaje mi się, że tu jest właśnie pogrzebany przysłowiowy pies: brak sensu, brak motywacji. Jeśli nadal widzisz sens, to nie ma miejsca na rozpacz. To nadal działasz, to nadal próbujesz, jesteś w aktywności, a nie bezradności.

Warto by więc poszukać sobie sensu.

Najlepiej takiego przez duże “S”. Im twój sens większy, głębszy, tym trudniej w niego zwątpić, prawda?

  • Sens życia

W kwestii sensu ludzkiego życia całkowicie kupuję wnioski Wiktora Frankla, żydowskiego psychiatry, który przeszedł przez piekło obozów koncentracyjnych i w tym piekle przetestował swoje koncepcje.

Frankl utrzymuje, że ludzie widzą sens swojego życia w jednym (lub wszystkich) z trzech obszarów: pracy, miłości, cierpieniu.

Praca jest najbardziej powszechnym źródłem sensu: to, co robię pomaga innym, tworzy coś dla przyszłych pokoleń, ulepsza świat, sprawia, że moja rodzina ma co włożyć do garnka.

Miłość, niby to oczywiste, a jednak nie do końca. Dzięki popkulturze miłość miesza nam się ze światem romantycznych komedii, a tak naprawdę, miłość to:

uczucie skierowane do osoby (miłość: Boga, bliźniego, oblubieńcza, rodzicielska, braterska) lub przedmiotu (miłość ojczyzny), wyrażające się w pragnieniu dla nich dobra (i czynienia go), szczęścia i zachowania ich istnienia.

Oraz do tego jak to ujął Jezus:

Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.
— J 15,13

I ten poziom miłości jest idealny do unikania rozpaczy. Cokolwiek robię, robię dla drugiego, więc to mało istotne, że zaparłem się siebie, że trochę umarłem dla siebie samego, swojego egoizmu i wygody. To raczej mnie napędza, niż wpędza w rozpacz.

Znasz zapewne przykłady ludzi, którzy poświęcali się dla swoich niepełnosprawnych małżonków, rodziców albo dzieci; którzy harowali jak dzikie osły dla swoich rodzin. To są właśnie przykłady ludzi, którzy w miłości znaleźli sens swojego życia.

Cierpienie – ale nie do uniknięcia. To nie jest masochizm, tylko szukanie sensu tam, gdzie pojawia się cierpienie. Ktoś umiera, ktoś dostaje diagnozę raka złośliwego, ktoś traci kończynę – to są fakty i rzeczy nie do uniknięcia. Nic nie możesz na nie poradzić.

Zamiast podchodzić do cierpienia w stylu: “to wydarzyło się mnie”, zmień perspektywę na “to wydarzyło się DLA mnie”. Po coś.
Na przykład, ja po to przez długie lata zmagałem się z pustką egzystencjalną, żeby potem móc napisać książkę o stworzeniu swojej osobistej konstytucji, co tak naprawdę wymaga zdefiniowania własnych wartości i może nawet sensu życia. Ponieważ sam zmagałem się z tym problemem, moja książka naprawdę dociera do czytelników, którzy błądzą w życiu bez celu i sensu.

  • Motywacja

Jim Rohn, bardzo mądry amerykański milioner, studiował motywację i doszedł do wniosku, że generalnie motywują nas inni ludzie. Chcemy zabłyszczeć przed kumplami czy współpracownikami, chcemy uznania naszych mentorów i partnerów.
Bardzo często motywacją do pracy jest po prostu zapewnienie godnego życia swojej rodzinie. Są też ludzie, których motywuje dobro ludzkości, albo nawet większej sprawy (vide niektórzy ekolodzy, którzy ludzkość mają za pasożyta, a dobro planety kręci ich bardziej niż dobro ludzkości).

Jeśli to porównamy z wnioskami Frankla, to widać wiele podobieństw.
Pracujemy, żeby innym coś dostarczyć. A nawet, jeśli pracujemy, żeby połechtać nasze ego, to to łechtanie wynika z tego, jak postrzegają nas inni – współpracownicy, mentorzy, partnerzy.
Miłość w sposób oczywisty odnosi się do innych ludzi.
A motywacje nieuniknionego cierpienia, często mają wiele wspólnego z tym, co to znaczy dla innych; jak w moim przykładzie – ja sobie pocierpiałem, żeby potem móc pomóc moim czytelnikom.

Lub nieszczęściem

Czasami tragedia wtrąca w rozpacz. Jeśli twoim sensem życia była miłość do danej osoby, a ona cię odrzuca lub umiera, rozpacz gotowa. Dlatego mówiłem o sensie przez duże “S”. Fajnie, że jesteśmy istotkami stadnymi, że motywują nas inni ludzie, ale ludzie mają to do siebie, że są zawodni i śmiertelni.

To mówi Pan: «Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce.(…)” 

Jr 17, 5

Jeśli utrata pracy, zdrowia, sprawności fizycznej, relacji, majątku, ma władzę, żeby cię wtrącić w rozpacz, to zdaje się, że upatrywałeś/aś sensu (albo poczucia własnej wartości) w niewłaściwych rzeczach. I należałoby przewartościować swoje spojrzenie na świat. Albo rozpacz może być twoim bliskim towarzyszem na dłużej.

Jak sobie radzić w chwilach rozpaczy?

Ćwiczenie z melodyjką i pozytywną mantrą jest świetne – o ile jesteś do niego zdolny/a. Już samo przyłapanie się na czarnych myślach bez dania się wciągnąć w ich wir przekracza zdolności większości ludzi. Znaleźć siły, żeby przy tym jeszcze uruchomić nawet tak małe działanie, jak mentalne ćwiczenie? To kolejny poziom trudności.

Mam inną, niesamowicie skuteczną metodę: POPROŚ O POMOC!

Jesteśmy stworzeniami stadnymi. Ty jesteś bezsilny/a na skutek rozpaczy. To oczywiste i logiczne, że potrzebujesz pomocy z zewnątrz. Jesteś jak sparaliżowany!

Przecież nie oczekujesz od osoby sparaliżowanej, że będzie sobie brykać i fikać koziołki, że o własnych siłach będzie sobie wędrować. Tym bardziej nie oczekuj od siebie, że o własnych siłach stawisz czoła rozpaczy!


Uczucie bezsilności, które powoduje rozpacz trwa góra dwie minuty, skoro tkwisz w niej dłużej, to znaczy, że sam ją nakręcasz. Nie bądź więc w tym sam/a. Poproś o pomoc. Wyżal się przyjacielowi. Idź do specjalisty. Poproś rodzinę o wsparcie.

To jest błyskawiczny skrót na “poradzenie sobie”.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *