Dekada to bardzo trafny okres do prześledzenia zmian w życiu. Na co dzień nie jesteśmy świadomi, jak się zmieniamy. Częstokroć porównanie rok do roku również nie da nam dobrego oglądu sytuacji. Ale dekada? Człowiek rzadko pozostaje taki sam przez dekadę.
W lutym 2010 roku pracowałem na pełen etat w Cyfrowym Polsacie i miałem trójkę dzieci.
W lutym 2000 roku byłem właśnie po pierwszej sesji egzaminacyjnej na studiach, masakra. I nie założyłem jeszcze rodziny.
W lutym 1990 roku byłem szczęśliwym czwartoklasistą.
W lutym 1980 roku nie miałem nawet roczku i według relacji mojej mamy, walczyłem o normalne życie.
10 lat temu
No dobrze, to przyjrzyjmy się mi 10 lat temu…
Życie mnie strasznie uwierało. Niby wszystko było w porządku. Miałem rodzinę, pracę, dach nad głową, jakieś hobby.
Ale nic nie było w porządku. Moim mottem życiowym było: “Spodziewaj się najgorszego; będziesz miał same miłe niespodzianki.”
W pracy niewiele z siebie dawałem. Zgoła tylko niezbędne minimum. No, w 2010 może odrobinkę więcej, bo miałem świeżo w pamięci jak w 2009 roku wywalili mnie z roboty przez kryzys. Ale na pewno praca nie była moją pasją. A dojeżdżałem do niej tak ze 100 minut w jedną stronę.
Żyłem z trójką dzieci i żoną na 55 metrach kwadratowych w bloku. To powoli zaczynało odciskać piętno na naszej relacji małżeńskiej. Żona oczekiwała czegoś więcej od życia, a mnie to zeszłoroczne zwolnienie całkowicie podcięło skrzydła. Rynek pracy był dość nędzny i mogłem, co najwyżej zmienić siekierkę na kijek.
Byłem bardzo zamknięty w sobie. Za krąg przyjaciół służyli mi kumple od gry karcianej. Całymi miesiącami nie rozmawiałem z nikim oprócz tych kumpli, braci i sióstr ze wspólnoty, najbliższej rodziny i ludźmi w pracy.
Moje zdrowie było jako-takie. Miałem parę kilo nadwagi.
Ale najgorsza była pustka egzystencjalna. Nie czerpałem z życia satysfakcji. Nie wiedziałem, po co ja w ogóle żyję. Prawdę mówiąc, to wątpiłem, czy jest jakikolwiek powód mojej egzystencji.
Tą pustkę zagłuszałem grami komputerowymi, telewizją, Internetem i książkami. Uciekałem od mojego życia, bo nie widziałem na horyzoncie niczego lepszego, co by mnie mogło spotkać.
Nie miałem depresji, lecz żyłem w cichej desperacji, o której mówił Thoreau. I nie widziałem żadnego z niej wyjścia.
Teraz
Jestem autorem; opublikowałem 17 książek na Amazonie.
Jestem przedsiębiorcą; mam agencję reklamową dla autorów.
Nadal prowadzę kilku klientów coachingowych. Przez ostatnie parę lat miałem ich ponad stu.
Pracuję na ćwierć etatu w PwC. Pracę zmieniłem w 2015.
Moim mottem życiowym jest: “Rozwój moim obowiązkiem.”
Kupiliśmy dom. Też jest odrobinę za mały na pięcioosobową rodzinę (100 m), ale po ośmiu latach mieszkania w bloku i tak wydaje nam się pałacem.
Zmiana we mnie
Przyjąłem za aksjomat, że sukces i porażka są kwestią codziennych nawyków, a nie szczęścia, okazji czy talentu. Codziennie kultywuję kilkadziesiąt nawyków, od wypicia szklanki wody z samego rana, po pisanie minimum 600 słów dziennie.
Ostatnie 7 lat życia unaoczniły mi, że aksjomat, który przyjąłem jest prawdziwy. Niemal wszystko w moim życiu się zmieniło, ale przede wszystkim zmieniłem się ja.
Osobiste nawyki kształtują osobowość człowieka. Dzięki moim nawykom odkryłem, że mam całkiem spory wpływ na moje życie.
Stałem się bardziej socjalny. Nadal jestem ciężkim przypadkiem introwertyka, ale potrafię zagaić rozmowę z całkowicie obcym człowiekiem.
Zdobyłem kilkoro nowych przyjaciół. Utrzymuję kontakty z ludźmi praktycznie na całym świecie.
Jestem członkiem amerykańskiego mastermind’u i co tydzień mam godzinną videorozmowę z moimi amerykańskimi kumplami. Zresztą, jestem też aktywny w dwóch innych, mniejszych i międzynarodowych mastermind’ach.
Nawiązałem mnóstwo kontaktów w światku self-publishing skupionym wokół Amazona. 90% obecnych klientów mojej agencji pochodzi z polecenia. Kiedy wydałem moją ostatnią książkę, mój mentor wysłała o tym informację do swojej listy, liczącej ponad 100 tysięcy ludzi.
Ludzie znajdują mnie, głównie poprzez moje książki i nawiązują współpracę. Moje artykuły pojawiły się w wielu internetowych magazynach. W zeszłym miesiącu udzieliłem płatnego webinar’u dla amerykańskiego uniwersytetu.
Moje zdrowie i kondycja, dzięki codziennym nawykom, znacznie się poprawiły. Schudłem, i od 2013 roku utrzymuję wagę w przedziale 62-66 kilo. Pobiłem setki osobistych rekordów sprawnościowych (np. 166 pompek w jednej serii).
Ale przede wszystkim, czuję więcej sensu we wszystkim, co robię. Mój biznes rozwija się dynamicznie i staje się powoli narzędziem do uzyskania całkowitej niezależności finansowej. Moje pisanie okazało się być pomocne dla moich czytelników i to mnie napędza. Niektóre ich historie są wręcz nie z tego świata.
Nie czuję się już tylko nieznaczącym trybikiem w korporacji, ale kimś, kto może i potrafi wskazać innym, jak stopniowo ulepszać swoje życie.
Jestem bardziej pewny siebie, spokojny, zrównoważony niż 10 lat temu.