Jak można zwiększyć swoją produktywność?

Jest na to mnóstwo sposobów. Zwykle ludzie doradzają jakieś ułatwienia dotyczące organizacji czasu albo zadań. Według mnie to drugorzędna sprawa. Większość sposobów na zwiększenie produktywności sprowadza się do jednego: skupienia.

Możesz mieć najczystsze biurko świata, a listę zadań ułożoną perfekcyjnie, lecz jeśli nie potrafisz się skupić, niewiele ci to pomoże.

Obecnie pracuję jakieś 5-6 godzin dziennie, ale mój dochód jest dwa razy większy, niż kiedy pracowałem po 10-16 godzin dziennie.

Po części jest to efektem zdobytego doświadczenia i tego, że kiedy pracowałem jak szalony dopiero zaczynałem budować od zera nowe źródła dochodu. Ale spora jest też zasługa w tym, że potrafię się dużo lepiej skupić.

Jeśli więc chcesz zwiększyć swoją produktywność, powinieneś zacząć od pracy nad samym sobą.

I. Podstawy

A ta praca zaczyna się u samych podstaw. Musisz zadbać o swoje zdrowie fizyczne i mentalne. Jeśli łapiesz zadyszkę pokonując dziesięć schodków albo w każdej wolnej chwili zamartwiasz się o przyszłość, albo gnębisz myślami o porażkach z przeszłości, twoja produktywność zostawia pewnie wiele do życzenia.

Proponuję ci kilka nawyków, które pomogą ci utrzymać optymalną formę:

1. Ćwiczenia.

Nie muszą być ani długie ani intensywne. Oczywiście, jeśli już dużo się ruszasz, na przykład wykonując pracę fizyczną, nie ma sensu, żebyś ruszał się jeszcze więcej. Ewentualnie wyrób sobie nawyk rozciągania przed/po pracy. To odpręża zarówno ciało jak i umysł.

Jednak większość z nas prowadzi siedzący tryb życia i ma za mało ruchu. 10 minut intensywnych ćwiczeń, bez żadnych ciężarków czy siłowni, może cię utrzymać w dobrej sprawności. Przez ładnych parę lat moimi jedynymi ćwiczeniami były pompki i podciągnięcia.

Ważna jest regularność ćwiczeń, a nie ich zakres, intensywność. No i traktuj słowa “ćwiczenia” dosłownie. Chodzi o poruszanie się. Wystarczy spacer, albo zabawy z dziećmi (często są bardziej intensywne niż ćwiczenia na siłowni!). Rusz tyłek, to wszystko.

2. Jedzenie.

Zaleceń dietetycznych jest więcej niż można zliczyć, a wiele przeczy jedno drugiemu. Spędziłem trochę czasu na studiowaniu wartości odżywczych. Jest jedna zasada, co do której wszyscy są zgodni: jedz naturalne, a nie przetworzone produkty.

Co jest “naturalne”? Ano to, co jeszcze wczoraj żyło. Jabłko albo świnka.

Nektar jabłkowy “identyczny” z naturalnym, ani polędwica, która potrafi cudownie przetrwać w foliowym opakowaniu pół roku bez zepsucia się, nie żyły wczoraj. Ani nigdy.

3. Sen.

Śpij. Wystarczająco dużo. Nie sześć godzin na dobę. Jeśli padasz na nos w ciągu dnia, nie będziesz produktywny. Kropka.

Pewne badanie dowiodło, że ludzie śpiący 6 i mnie godzin na dobę przez dwa tygodnie, funkcjonują na takim samym poziomie, jak ci, którzy nie spali przez 24 godziny. Najciekawsze jest to, że w ogóle nie zdają sobie z tego sprawy! Wydaje im się, że działają jak zwykle, podczas gdy są już dawno w trybie “zombie”.

Mniej niż 2% populacji ma geny, które umożliwiają normalne funkcjonowanie poniżej sześciu godzin snu na dobę. W warunkach naturalnych (bez stresu nowoczesnego trybu życia, żywiąc się naturalnie i zażywając mnóstwo ruchu) ludzie śpią przeciętnie 6.5-7.5 godzin na dobę.

Zapotrzebowanie na sen jest indywidualne. Zwróć baczną uwagę na swoje samopoczucie eksperymentując z różnymi okresami snu. Dla mnie optimum to 7.5 godziny. Matthew McConaughey śpi 8.5 godzin dziennie.

Czasami nie da się spać. Taki tryb życia. Sam pracowałem na zmiany albo miałem nocne dyżury. Wtedy koniecznie nadrabiaj drzemkami.

4. Woda.

Pij wodę! Nie herbatę, piwo, kawę, wino, soki, ani -Boże broń!- napoje gazowane. Wodę.

Zwykle zaleca się picie dwóch litrów wody dziennie, ale podobnie jak z zapotrzebowaniem na sen, jest to indywidualna sprawa. Jeśli jesteś filigranową kobietką, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, dwa litry mogą ci rozsadzić pęcherz. A dwumetrowy, napakowany facet na pewno potrzebuje więcej płynów.

5. Medytacja.

Nasze myśli bez przerwy gdzieś gnają. Medytacja uczy cię żyć obecną chwilą.

Nie trzeba wcale medytować godzinami, żeby zauważyć pozytywne skutki. A wystarczy dwie minuty dziennie, żeby zbudować nawyk medytacji w 11 dni!

To wydaje się magią, bo nie rozumiemy jak działa. Wydaje się mieć coś wspólnego z duchowością, i być może ma. Ale medytacja jest bardzo zwykłą czynnością. Zamknij oczy, odetchnij głęboko skupiając się na powietrzu, które przechodzi przez twoje nozdrza. Właśnie medytowałeś.

6. Wdzięczność.

Uczucie wdzięczności należy kultywować tak, jak sprawność fizyczną. To nie jest kwestia czekania “aż ci się będzie chciało” albo “aż będziesz w nastroju”. O to właśnie chodzi, żeby uzyskać trochę panowania nad swoimi nastrojami.

Najlepiej kultywować wdzięczność przy pomocy wdzięczniczka – dziennika, gdzie zapisujesz, za co jesteś wdzięczny/a. Każdego poranka zapisz co najmniej trzy nowe rzeczy (osoby, zjawiska, wydarzenia, itp.), za które jesteś wdzięczny. Po trzydziestu dniach efekty są niewyobrażalnie skuteczne.

Stajesz się optymistą. Myślisz pozytywnie. Zauważasz więcej jasnych stron życia. Zmartwienia mniej cię trapią.

“Kiedy twoje myślenie jest pozytywne, każdy wynik, który potrafimy doświadczalnie zmierzyć, dramatycznie rośnie”. – Shawn Achor

Wszystko w twoim życiu staje się lepsze. Amerykańscy naukowcy przebadali wszystko, co im tylko przyszło do głowy – stopnie w szkole, zdrowie, oszczędności, odporność organizmu, sprzedaż, sprawność fizyczną, szansę na awans – i wszystko było lepsze o co najmniej kilkanaście procent kiedy myślenie badanych było pozytywne.

II. Prawdziwa produktywność.

Jeśli ogarnąłeś podstawy, swoje zdrowie psychiczne, duchowe i fizyczne, dopiero możesz myśleć o prawdziwej produktywności. To są fundamenty, żaden dom się nie ostoi bez fundamentów (i nie wciskaj mi tu kitów o domkach na wodzie).

Produktywność bez podstaw w dłuższym okresie czasu jest niemożliwa. Jeśli twoje ciało, duch lub umysł wchodzą ci w drogę, nie ma szans na osiągnięcie skupienia.

Skupienie można ćwiczyć na różne sposoby, ale odradzam sposoby “mechaniczne”. Na przykład presja czasu wywołana techniką “Pomidora” działa świetnie, zmusza cię do wysiłku w krótkim okresie czasu, ale jeśli nie kryje się za tym coś więcej, jakaś głębsza motywacja, to pomoże ci tylko na krótką metę.

Prawdziwe skupienie pochodzi z głębokiej motywacji. Jeśli potrafisz połączyć w swojej głowie cokolwiek robisz z jakimś większym celem, jesteś w stanie skupić się na tej czynności przez dłuższy czas i regularnie, z czasem przerodzi się to w nawyk. Przypomnienie sobie o twoim prawdziwym celu będzie cię pchało do przodu, niezależnie od okoliczności.

Tak narodziły się historie ludzi takich jak Will Smith, Arnold Schwarzenegger czy Jim Carrey, którzy imali się różnych zajęć, ale zawsze popychała ich do przodu myśl o większym celu.
To właśnie motywuje wielu emigrantów do ciężkiej pracy na stanowiskach znacznie poniżej ich kwalifikacji – oni doskonale wiedzą, że jest to tylko etap w ich życiu, że aspirują do czegoś znacznie lepszego. Potrafią w swojej głowie skojarzyć mycie garów albo roznoszenie ulotek z ich marzeniami.

Generalnie, ten rodzaj motywacji można podzielić na trzy kategorie:

1. Cel.

Jim Carrey chciał zostać dobrze opłacanym aktorem w Hollywood. Słynna jest jego historia z tym, że sam sobie wystawił czek na 10 milionów dolarów za aktorstwo na kilka lat naprzód i zrealizował prawdziwy czek praktycznie co do dnia.

To przykład typowego celu: dokładnie mierzalnego i z datą końcową jego osiągnięcia. Żeby cele cię motywowały musisz mieć albo wiele praktyki w ich osiąganiu – wtedy wiesz, jak rozbić duży cel na pomniejsze kroki i skutecznie je realizować na co dzień – albo musisz mieć jaja ze spiżu.

Problem z celami jest taki, że jeśli wątpisz w ich osiągnięcie, rzadko je osiągasz. Żeby zrealizować jakiś bardzo ambitny cel musisz mieć mnóstwo wiary, zwykle w siebie.
Kiedy Jim Carrey wypisywał sobie swój “czek” nie miał najmniejszego pojęcia jak uda mu się zdobyć taką rolę. To było całkowicie poza jego zasięgiem!
Potem przez miesiące i lata używał tego czeku, jako swojego motywatora nie wiedząc w jaki dokładnie sposób uda mu się ten cel zrealizować.

Drugim niebezpieczeństwem celów jest to, że same w sobie mają wbudowane ograniczniki. Jim nie zainkasował za rolę w “Głupi i głupszy” 12tu czy 100tu milionów dolarów. Dostał dokładnie 10 milionów.

2. Marzenie.

Arnold Schwarzenegger powiedział nie raz, że siedząc na siłowni i robiąc rzeźbę, głową był już zupełnie gdzie indziej – w Hollywood. Jeszcze nie był mistrzem świata w kulturystyce, a już marzył o tym żeby zostać kasowym aktorem.

Pompował żelazo i wyobrażał sobie siebie na planie filmowym, mieszkającego w willi nad oceanem, na czerwonym dywanie albo instalującego swoją gwiazdę na hollywoodzkiej alei gwiazd. Wtedy jeszcze nie było napakowanych faciów na ekranie, a on już antycypował popyt na to. Co tam antycypował – on go praktycznie stworzył.

To jest siła marzenia. To jest siła wizualizacji.

Nasz mózg nie odróżnia wyobrażonych obrazów od rzeczywistości. Dzięki takim marzeniom Schwarzenegger miał niewzruszoną pewność siebie. On już to wszystko przeżył. Teraz pozostało mu po prostu jakoś do tego dotrzeć.

I dotarł.

Marzenia nie muszą być realistyczne. Jakie szanse na zostanie jednym z najlepiej opłacanych aktorów w Hollywood miał chłopak z Austrii ze swoim ciężkim, niemieckim akcentem?

3. Aspiracja.

Cele są mierzalne. Marzenia są do wyobrażenia. Aspiracje są jeszcze trudniejsze do uchwycenia.

Na przykład ja wiem, jakim człowiekiem chcę być. Wyobraziłem sobie mój pogrzeb i to, co chciałbym, żeby ludzie na nim mówili na mój temat. Spisałem to. Przerobiłem i ująłem w ramy takiej osobistej deklaracji.

Ale z moją wyobraźnią jest słabiutko. Wyobrażenie sobie czegoś konkretnego to dla mnie ciężka praca. Zresztą, w odróżnieniu od Arnolda, nigdy nie miałem wielu godzin, gdy robiłem coś fizycznego, żeby móc błądzić myślami.

Spisując, kim chcę być, nie miałem bladego pojęcia jak to osiągnąć. Skupiłem się na codziennych akcjach, które mogłyby mnie popychać we właściwym kierunku i codziennie powtarzałem moją deklarację.

I to też działa. Jednym ze zdań mojej deklaracji było: “Staję się pisarzem”. Po mniej niż dwóch latach przerobiłem to zdanie na “Jestem pisarzem”. Wydałem już wtedy pięć książek na Amazonie.

Nie miałem typowego marzenia. Nie miałem końcowego rezultatu w głowie – nie miałem pojęcia jak może wyglądać bycie pisarzem, więc nie miałem sobie tego jak wyobrazić. Nie zdefiniowałem jasnego celu – wydaj pięć książek, to będziesz pisarzem. Nie, ja po prostu w tamtym momencie w pełni poczułem się pisarzem.

Wspólny mianownik

Wszystkie trzy powyższe historie mają ze sobą wspólne to, ze Jim, Arnold i ja codziennie odwoływaliśmy się do naszej wizji. Jim miał swój czek, na który spoglądał, Arnold spędzał długie godziny w swoim świecie marzeń, a ja codziennie czytałem i powtarzałem moją deklarację.

Tak działa prawdziwie głęboka motywacja – nie pozostawiasz jej losowi, nie działasz wtedy “kiedy ci się chce”, ale świadomie utrzymujesz swoją motywację przy życiu. I robisz to codziennie. Wiele razy dziennie.

Produktywność

A co to ma wspólnego z produktywnością? Odwołam się do mojej historii, bo jest najmniej imponująca. Od siedmiu lat piszę. Od sześciu lat z hakiem piszę każdego dnia. Odkąd zacząłem śledzić moją produkcję we wrześniu 2103 napisałem już ponad 2,280,000 słów.

Gdy zaczynałem, pracowałem na pełen etat w dużej firmie jako administrator baz danych. Pensja była całkiem przyzwoita, ale moja motywacja wypchnęła mnie poza strefę komfortu. Nad swoją karierą pisarską pracowałem, kiedy tylko mogłem. W pociągach do i z pracy napisałem ponad pół miliona słów. Pisałem bladym świtem albo nocami.

Uruchomiłem kilka blogów. Nauczyłem się od zera jak blog stworzyć i prowadzić. Nauczyłem się samemu całego procesu self-publishing’u- od otworzenia konta na Amazonie, po formatowanie plików tak, żeby można było z nich stworzyć papierowe książki. Wydałem 17 książek.

Nauczyłem się jak reklamować moje książki. Sprzedałem ich już ponad 60,000 egzemplarzy. Zacząłem reklamować książki innym autorom i popyt na tą usługę był tak duży, że założyłem własną mini-agencję reklamową. Co miesiąc obsługujemy ponad 100 książek.

Mój dochód znacząco wzrósł. Moja żona rzuciła pracę i pomaga mi w moim biznesie. A ja pracuję już tylko na ćwierć etatu.

A jeśli moja historia cię nie przekonuje, pomyśl o produktywności Jima Carrey’a i Arnolda Schwarzenegger’a.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *