Tak. Nie. Zależy co dokładnie rozpatrujemy: czy ci się miłość należy? Czy trzeba w ogóle zasłużyć?
Czy miłość “zasłużona”, to jest w ogóle miłość? Mam srogie wątpliwości w tej mierze, zwłaszcza po skonsultowaniu się z encyklopedią PWN:
miłość:
uczucie skierowane do osoby (miłość: Boga, bliźniego, oblubieńcza, rodzicielska, braterska) lub przedmiotu (miłość ojczyzny), wyrażające się w pragnieniu dla nich dobra (i czynienia go), szczęścia i zachowania ich istnienia.
W powyższej definicji nie ma nic o zasługiwaniu. Najprościej to zrozumieć na przykładzie miłości rodzicielskiej.
Czymże sobie taki gówniarz na miłość zasłużył? Że darł się wniebogłosy i w nocy spać nie dawał? Że trzeba mu było zmieniać zasrane pieluchy i wycierać rzygowiny? Że nie dawał spokoju i zamiast sobie pograć, pooglądać czy poczytać to biedny rodzic ganiał z nim po placach zabaw?
A to przecież tylko normalne elementy ludzkiej egzystencji. Są i tacy rodzice, którzy nadal bezwarunkowo kochają swoje pociechy, nawet jak się stoczą w alkoholizm, narkomanię, robią innym krzywdę…
Miłość bez targowania
W miłości nie ma miejsca na “zasługiwanie”. To nie jest coś za coś. Dodaj do powyższej definicji jakieś warunki i to już nie będzie definicja miłości.
Uczucie skierowane do Lucka wyrażające się w pragnieniu dla niego dobra (i czynienia go), szczęścia i zachowania Lucka istnienia – pod warunkiem, że dobrze zarabia i za często o seks nie woła, jest stanowczy, lecz romantyczny, umie mnie wysłuchać, ale kiedy trzeba postawi na swoim…
Tia. Miłość, że hej.

Kiedy pojawia się element targowania, to nie mówimy już o miłości, lecz o transakcji: chcę twojego dobra, pod warunkiem, że…
Zasługujesz?
Lecz jeśli mówimy o transakcji, odpowiedź jest prosta. To jakie tam były warunki do spełnienia? Byłeś grzeczny/a, miałeś/aś dobre oceny, zarobiłeś/aś wystarczająco dużo hajsu, krzątałeś/aś się wokół drugiej osoby jak mróweczka, zgodnie z jej oczekiwaniami?
No toś załużył/a.
Nie? Postaraj się bardziej 😉
Prawdziwa miłość
Język polski bardzo porządnie miłość definiuje. Nie dziwię się jednak Hollywood, że miłość w ich wydaniu wygląda mocno karykaturalnie. Angielskie definicje miłości są wręcz… komicznie głupie:
1. an intense feeling of deep affection – dosłownie intensywne uczucie głębokiego przywiązania
2. a great interest and pleasure in something – dosłownie wielkie zainteresowanie i przyjemność w czymś
He, he, nagle wszystkie holywoodzkie komedie romantyczne wydały mi się mniej głupie. Przy takiej definicji miłości osiągnęły przecież maksymalny pułap.
Więc, jeśli mówimy o miłości zdefiniowanej jak powyżej, a nie holywoodzkich wytworach, to tak, zasługujesz na miłość. Bo każdy człowiek ma niezbywalną wartość z samego faktu bycia człowiekiem i na miłość zasługuje.
Chociaż to zahacza już o teologię i ontologię. Bez nich, polska definicja miłości jest, hmmm, nie do końca zrozumiała.