Czy wszystkie wasze umiejętności wykształciliście sami? Czy może to jednak zasługa kursów, korepetycji oraz pomocy osób, które były mądrzejsze?

Chyba żaden ówcześnie żyjący człowiek nie wykształcił kompletnie sam choćby jednej umiejętności. Jesteśmy biologicznymi maszynami do naśladowania. Widać to po dzieciach wychowanych przez zwierzęta – zachowywały się jak one, bo od zwierzaków się uczyły.

Nawet, jak nauczymy się czegoś zupełnie nowego, ba! – nawet coś nowego odkryjemy – to jest to raczej zasługa synergii. Na bazie naszych dotychczasowych doświadczeń i wiedzy wymyślamy coś nowego. Ale bez tej bazy guzik byśmy wymyślili.

Mądrzejsi?

Niekoniecznie. Nie trzeba być mądrym, żeby przekazać jakąś umiejętność. Trzeba być po prostu bardziej doświadczonym w danej dziedzinie. Pracując na polu w Anglii, nauczyłem się sadzić sałatę. Byłem w moim zespole chyba najbardziej wykształcony, bo już po pierwszym roku studiów. Wszyscy byliśmy w podobnym wieku, na pewno nikt jeszcze nie dobił 30tki, więc życiową mądrością to tam nikt nie grzeszył.

Ale proste chłopaki, z którymi pracowałem, robili to dłużej ode mnie, więc mnie tej umiejętności nauczyli.

Nie da się samemu

Z umiejętnościami i wykształceniem, to jest tak, że zawsze jest czynnik indywidualnego wysiłku i zewnętrznego oddziaływania.
Książka leżąca na półce niczego cię nie nauczy. Sam, bez książki, ani innych materiałów pomocniczych, czy pomocy “mądrzejszych” nic nie wskórasz.
Ale weź książkę do ręki, zacznij się uczyć, a zaraz potem stosować to, czego się nauczyłeś/a i nagle okazuje się, że z połączenia książki i twojego wysiłku rodzi się wiedza i umiejętności.

To jest tak jak z bieganiem – potrzeba do tego obydwóch nóg. Na jednej nodze to możesz co najwyżej koślawo podskakiwać, a nie biegać.

Różne proporcje

Czasami twój wysiłek ma większe znaczenie, czasami pomoc z zewnątrz, wszystko zależy od sytuacji. Generalnie, lepiej jest posiłkować się pomocą z zewnątrz, ale nie zawsze jest to możliwe.

Weźmy na przykład mój angielski. Zacząłem się go oficjalnie uczyć w wieku 12 lat. Rodzice mnie nawet posłali na korepetycje. Niewiele to dało, ot, bazowe słownictwo, bazowa gramatyka i mogłem powiedzieć jak się nazywam. W technikum zaczęliśmy angielski ponownie od podstaw. Lecz najwięcej języka opanowałem, słuchając taśm Amwaya z symultanicznym tłumaczeniem.

Kiedy po pierwszym roku studiów pojechałem do Anglii do pracy, potrafiłem się dogadać. Głównie właśnie dzięki słuchaniu kaset. No i czyją zasługą był mój poziom opanowania angielskiego?
Czy te mierne podstawy ze szkoły pozwoliłyby mi opanować język w stopniu komunikatywnym? Zdecydowanie nie.
Czy bez tych podstaw moje słuchanie kaset miałoby jakiś sens? Raczej nikły.
Czy bez kaset zdołałbym się tak poduczyć angielskiego? Jasne, że nie.
Czy gdyby kasety sobie leżały w pudełku, zamiast być odtwarzane godzinami to by coś dało? Oczywiście, że nie.

Potem dalej pracowałem nad angielskim samemu. Zacząłem czytać fikcję, później i poradniki. Używałem angielskiego w pracy. Zacząłem słuchać podkastów. W końcu zacząłem pisać po angielsku. Na każdym etapie to mój wysiłek i praktyka były kluczowe, ale bez książek, pracy, podkastów guzik bym się nauczył.

Dźwignia

Rok temu zacząłem kurs coachingu. Trwał zaledwie trzy miesiące, ale ukończyłem go, jako pełnoprawny coach. Głównie dlatego, że przez poprzednie dziewięć lat ciężko pracowałem nad sobą. Miałem już wiele potrzebnych umiejętności, miałem trochę doświadczeń, potrzebowałem to jedynie zintegrować. Ale nie potrafiłem tego zrobić samemu. Nie miałbym nawet pojęcia, jak się do tego zabrać. Mógłbym tak sam się doskonalić przez kolejne dziewięć lat z mizernym rezultatem.

Dlatego korzystanie z pomocy z zewnątrz jest tak opłacalne; i dużo łatwiejsze. Niestety, nie zawsze cię na to stać. Edukacja i czas innych kosztuje. Moich rodziców stać było na korepetycje z angielskiego tylko przez rok czy dwa. Na studiach i zaraz po nich mocno biedowałem. Mój wysiłek był więc moim głównym motorem do poprawy mojego angielskiego.

Podobnie było z kursem coachingowym. Nawet bym nie pomyślał, żeby zapłacić za to ponad 20 tysięcy, nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo to może być pożyteczne. Ale kiedy pracodawca mi fundnął szkolenie, mój rozwój był astronomicznie szybki.


Wiedzę i umiejętności się zdobywa, głównie od innych. Praktykuje i używa, głównie samemu.

Obydwa czynniki są konieczne – i twój wysiłek, i korzystanie z pomocy z zewnątrz.

Łatwiej i szybciej jest uczyć się od kogoś, ale kiedy nie możesz (brak kasy albo możliwości), twój osobisty wysiłek może być swego rodzaju zastępnikiem czynników zewnętrznych.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *