Na tym łez padole nic nie “trzeba”, w sensie, że nic nie musisz. Jesteśmy absolutnie wolni – do tego stopnia, że niektórzy tą wolność wykorzystują nawet do krzywdzenia innych albo odebrania sobie życia. A cóż dopiero w tak trywialnych kwestiach jak praca.
Czy lubię swoją pracę?
Zależy którą. Jestem z tych szczęściarzy, którzy zdecydowali użyć swojej wolności, żeby utworzyć wiele źródeł dochodu. Ocenię więc kilka najgłówniejszych “prac”, które wykonuję.
Praca w korpo – 4/10.
A jest tak wysoko, bo pracuję w PwC tylko na ćwierć etatu. IT mnie najzwyczajniej w świecie nudzi. Muszę się zmuszać, żeby kiwnąć palcem. Biurokracja, hipokryzja i polityka są stanowczo powyżej mojego progu tolerancji. Ale zespół jest zajefajny, a elastyczność godzin pracy ogromna.
Prowadzenie własnego biznesu – 6/10.
Generalnie jest to fascynujące zajęcie, ale nadal jestem na etapie, że 95% odpowiedzialności i decyzyjności spoczywa na moich barkach.
Czyli: tylko ja ogarniam w całości, co się w tym bajzlu dzieje. To sprawia, że dość sporo mojego czasu idzie na zadania, które mnie wcale nie bawią – jak ściąganie potwierdzeń zapłaty z czterech różnych systemów i przesyłanie ich do mojej księgowej.
Coaching – 8/10.
Praca z ludźmi jest jednocześnie wciągająca i frustrująca. A kiedy jesteś ultraintrowertykiem jest to podwójnie trudne.
Pisanie – 9/10.
Mógłbym pisać 24h na dobę. Gdyby tylko nie…
Edytowanie i publikowanie – 2/10.
Jedyny plus, jaki potrafię w tym zajęciu znaleźć to fakt, że jest to niezbędny etap procesu, żeby czytelnicy mogli się zapoznać z moją pracą. O ile pisanie jest dla mnie zwykle czystą radością, to proces następujący po nim wyzuwa mnie z energii.
Czytanie jeszcze raz moich artykułów, korekta i formatowanie, dodawanie tagów, marketing… to wszystko jest potrzebne, ale robię wszystko, co mogę, żeby nie musieć tego robić.
Czy pracę trzeba lubić?
A, to już zależy od rodzaju pracy i celu, jaki ci przyświeca. Jeśli pracujesz na etacie, a twój poziom “nielubienia” nie przeszkadza ci w wykonywaniu twoich obowiązków na akceptowalnym poziomie, to nie trzeba. Ma tak z połowa pracowników na świecie.
Tzn. 70% nie lubi swojej pracy, ale tylko dla ok. 20% oznacza to wykonywanie pracy na poziomie nieakceptowalnym, co skończy się fatalnym zdrowiem psychicznym (niezadowolenie z siebie) albo zwolnieniem.
Kolejna kategoria zadań (prac), których nie trzeba lubić, to takie, które i tak wykonasz, choćby nie wiem co, a poziom twojego lubienia ma niewielkie znaczenie dla wyników. Na przykład, edytowanie w moim przypadku. I owszem, zwlekam dość często z tymi zadaniami, ale prędzej czy później je wykonam. A że większość z nich jest dość mechaniczna, to moje nastawienie ma niewielkie znaczenie. I tak poprawię literówki. I tak pogrubię nagłówki.
Lepiej lubić
Natomiast w każdym pozostałym przypadku przydaje się – choć nie jest to niezbędne – jeśli swoją pracę lubisz. I ty lepiej się czujesz, i twoje wyniki są dużo lepsze. A oba te czynniki sprawiają, że ludzie wokół ciebie czują się lepiej i doceniają cię bardziej. Co jest dla ciebie jak sprzężenie zwrotne, które dodatkowo zwiększa twoją satysfakcję z pracy i ogólne samopoczucie.
A jeszcze, jeśli masz jakiś wybór, to już w ogóle nie ma się nad czym zastanawiać. Jeśli dwie prace zapewniają takie same warunki i zarobki, to przecież każdy wybrałby tą, którą bardziej lubi, prawda?