Zakupy, wydawanie pieniędzy, radość a czas

Oczywiście, że ważniejsze dla mnie jest jak wiele radości uzyskałem z zakupu… o ile nie wydam więcej niż 100 złotych, oczywiście 😉

To jest przykład obrazujący sposób myślenia biedaków. Korzyść z wydanych pieniędzy, i owszem, ma znaczenie, ale tylko dopóki kwota nie przekroczy pewnego wewnętrznego limitu, gdzie nieważne na co wydajesz, to cię boli.

I to właśnie sposób myślenia, a nie stan konta, decydują, czy zaliczasz się do biedaków czy bogaczy. Pochodzę z biednej rodziny. Było nas ośmioro, a pracował tylko tata. Nie przelewało się. Dopiero pół roku po studiach zacząłem zarabiać tyle, że wychodziło w końcu więcej niż 700 złotych na głowę w rodzinie.

Jestem zaprogramowany przez życie na awersję do ryzyka i chuchanie na pieniądze. Przez ostatnie 10 lat zarabiałem już jakieś 1,500+ złotych na głowę, a od 2017 to w ogóle jestem polskim “bogaczem”. Ale ciężko to by było stwierdzić po moich decyzjach zakupowych. Nadal wolę taniej. Praktycznie zawsze.

Radość?

Na 100% zgadzam się, że “radość” to nie jest dobry miernik wydawanych pieniędzy. Dlaczego ludzie obstawiają zakłady bukmacherskie i grają w Lotto? Bo to daje im “radość” – zastrzyk dopaminy wynikający nawet nie z samej przyjemności, lecz z antycypacji przyjemności. Na tym biznesie zarabia zawsze tylko kasyno, więc na dreszczyku oczekiwania zwykle cała przyjemność się kończy.

Twoje pieniądze reprezentują twój czas. Czy warto przepuszczać twoje 5 czy 25 minut na jeden dreszczyk emocji? Są na to tańsze sposoby!

Czas

Dopiero się tego uczę, ale i tak wolę moje zakupy przekładać na czas. Np. zawsze tankuję bak do pełna, niezależnie od ceny, bo przy 50 litrach paliwa, dodatkowa wizyta na stacji benzynowej będzie mnie zawsze więcej kosztować mojego czasu, niż może mi się zwrócić w różnicy ceny benzyny.

Więc kiedy rozważam jakiś zakup, to raczej myślę w kategoriach ile mi to czasu zaoszczędzi albo jak to pomnoży mój czas. Płacenie innym za robienie mojej roboty jest tu idealnym przykładem. Zatrudniam do obsługi klientów Amerykankę za $20 za godzinę. Ale to wcale nie jest mój koszt! Moja godzina jest warta co najmniej $40. Co więcej, Nicole potrafi zrobić tą robotę lepiej ode mnie!

Każda godzina jej pracy zaoszczędza mi $20 i jednocześnie mnoży mój czas. Łącznie w moim biznesie pomaga mi osiem osób, które pracują razem mniej więcej 100 godzin w tygodniu. To jest sto godzin, kiedy praca na rzecz mojego biznesu się dzieje, a ja mogę robić coś innego.

Sprzęty

Biznes i zatrudnianie ludzi jest tu idealnym przykładem, ale oszczędność czasu może dotyczyć wielu różnych sprzętów czy usług. Kupiłem zmywarkę za mniej niż dwa tysiące złotych, ale to cudowne urządzenie zaoszczędziło mi tysiące roboczogodzin przez ostatnie sześć lat. W czasach prehistorycznych (przed zmywarką), to głównie ja zmywałem w domu naczynia. A teraz robi to maszyna! Za taką cud-maszynę mógłbym zapłacić i 10 tysięcy złotych.

Albo mój Kindle. Ileż ten czytnik zaoszczędził mi czasu na łażenie po bibliotekach i księgarniach! Prawie zapomniałem jak to jest kupować papierowe książki w sklepie stacjonarnym. Na Amazonie mogę sobie wyszukać, zamówić i przeczytać książkę z każdego miejsca na Ziemi z łączem internetowym.

Zanim kupiłem samochód, uważałem go za zbędny luksus. Drogie toto, trzeba to naprawiać, ubezpieczać, trzeba też płacić za eksploatację, benzynę i naprawy. Moja Mazda kosztuje mnie dobre 7-10 tysięcy rocznie. Ale wystarczy, że jazda samochodem zaoszczędzi mi 230 godzin w roku, żeby to się zwróciło. Teraz, gdy mieszkam na wsi, bez samochodu musiałbym poświęcić pięć razy tyle czasu nawet na głupie wycieczki do sklepu.

Kupuj czas, nie radość

Lata zarabiania powyżej średniej trochę pomogły mi wyrwać się z uścisku “taniości”. Powoli zaczynam przeliczać wszystkie moje zakupy na mój najbardziej cenny zasób – czas. I do tego też cię zachęcam. Bo jeśli będziesz mieć czas, to zawsze zdążysz zarobić więcej pieniędzy. Ale nawet miliard dolarów nie pozwoli ci dokupić choćby sekundy do czasu twojego życia.

No, przynajmniej nie dosłownie. Być może opieka medyczna, na którą stać było Steve’a Jobsa wydłużyła mu trochę jego życie w porównaniu z Kowalskim, który się leczył na NFZ. Ale ich koniec był taki sam.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *