Zadbaj o siebie w czasie kwarantanny!

Nie, nie mam tu na myśli tego, żebyś zaczaił się z łopatą na sąsiada z łopatą w garści, jak będzie wracał z papierem toaletowym z marketu. To kompletnie nie takie ‘zadbanie’ o siebie mam na myśli!

Zabawne, ale ten przykład dość wyraźnie pokazuje, jakie trudności pojęciowe mamy żeby w ogóle zrozumieć, co znaczy dbać o siebie.

W języku angielskim jest wiele takich pięknych słów, które bardzo wiernie opisują, co to znaczy: self-acceptance, self-efficacy, self-love i self-care.

W języku polskim tylko self-acceptance ma dobry odpowiednik: samoakceptacja. Oto jej definicja:

Samoakceptacja to postawa zaufania, wiary i szacunku dla samego siebie. Stanowi ona emocjonalny komponent poczucia własnej wartości i wyraża się w uczuciach, jakie do siebie żywimy.

Czyli, mówiąc ludzkim językiem, samoakceptacja, to ciepłe uczucia, które żywimy do samych siebie.

Kochaj jak siebie samego

Najcieplejszym uczuciem, jakie można do siebie żywić jest miłość. To właśnie znaczy self-love po angielsku. A jak to się tłumaczy na polski?

Tchnie to narcyzmem albo skrajnym egoizmem, prawda? W naszym języku nie mamy po prostu odpowiednich narzędzi, żeby wyrazić uczucie miłości do siebie samego. A nasz język determinuje nasze postawy i nastawienia.

Osobiście, nie wyobrażam sobie samoakceptacji bez ‘samomiłości’. Czymże jest taka mieszanka zaufania, wiary i szacunku dla samego siebie, jeśli nie jest oparta na miłości? To na czym jest oparta? Na moich dokonaniach? Zarabiam mnóstwo kasy, wyrabiam się z zadaniami, nie zawodzę najbliższych, to wtedy jestem godny szacunku? A jak nie, to koniec z samoakceptacją?!

To jest świetny scenariusz, ale tylko w idealnym świecie idealnych ludzi. Większość z nas nie jest idealna. Nie mamy specjalnych podstaw, żeby żywić do siebie samych szacunek, pokładać w sobie zaufanie, czy mieć w siebie wiarę. A jak jakieś podstawy są, to mamy równie dużo przykładów na to, że zawaliliśmy sprawy – w naszej pracy, małżeństwie, jako rodzice, dzieci czy przyjaciele.

Samoakceptacja bez miłości do siebie samego, to co najwyżej samo-tolerancja. A jak wszyscy wiemy, tolerancja ma swoje granice. Miłość zaś…

Miłość nigdy nie ustaje.

1Kor 13, 8a

Jak się pokochać?

Jeśli oczekujesz ode mnie łatwego przepisu na miłość do siebie samego, to cię zawiodę.
Jestem Polakiem, więc mam takie same problemy z tym pojęciem, jak reszta z nas.  Jak większości z nas, wydaje mi się, że godzien jestem co najwyżej najwyższej niechęci. Nikt na świecie nie popsuł mi życia, tak ja sam sobie. Nikt inny nie był winien tylu moich porażek. Nikt inny nie zawiódł mnie tak wiele razy. I miałbym takiego gościa kochać?!

Zaledwie powoli zbliżam się do poziomu samoakceptacji.

A jak to robię? Poprzez dobrze rozumiane dbanie o siebie (self-care). Niektórzy ograniczają dbanie o siebie jedynie do zdrowia. To dobry początek, ale to nie wszystko.

Często, gdy kobieta jest odpicowana na maksa, mówimy, że wygląda na zadbaną. To już jest bliżej sensu, którego poszukujemy. Kobiety po to się malują i fryzują, myją i smarują stosem mazideł, żeby się czuć lepiej we własnej skórze.

Ale dbanie o siebie nie kończy się na zdrowiu i obrazie samej siebie. To jest czubek góry lodowej.

Człowiek składa się z ciała, umysłu i duszy. Musisz zadbać o wszystkie aspekty swojej osoby, żeby funkcjonować optymalnie.

Jeżeli zaniedbujesz jeden obszar, odbije się to na innych. Jeśli na przykład ignorujesz całkowicie wymiar duchowy, poczucie pustki egzystencjalnej pcha cię w kierunku niezdrowych zachowań – bierzesz się za używki, albo uciekasz w światy fantazji, żeby poczuć, że żyjesz.

Inny przykład – ignorowanie wymiaru umysłowego. Jesteś zdrowy i wierzący, więc nie musisz myśleć!
Tylko do momentu, dopóki nie napotkasz jakiegoś wymownego ateisty na twojej drodze, który swoimi argumentami zachwieje twoją wiarą. A ty nie możesz tych argumentów obalić, bo przenigdy na serio nie zastanawiałeś się nad prawdami swojej wiary.

Dbanie o siebie w czasie kwarantanny

Prawdziwe dbanie o siebie obejmuje więc ciało, umysł i ducha. Dlaczego tego zwykle nie robimy? Dwa główne powody: nie stawiamy siebie zbyt wysoko na liście priorytetów i ignorujemy całościowy wymiar człowieczeństwa. W ten sposób łatwo nam w codziennym zaganianiu spychać nasze rozmaite potrzeby na dalszy plan.

Skorzystaj z obecnego czasu! Dzisiaj musimy siedzieć na tyłku w domu. Masz pewnie więcej czasu do dyspozycji niż kiedykolwiek w życiu. To dobry moment, żeby zacząć rozwijać nawyki dbania o siebie. Kiedy kwarantanna się skończy, będziesz je miał/a do dyspozycji, jak znalazł.

Jakie nawyki?

Różnorakie.

Istotne jest to, żeby obejmowały jak najwięcej aspektów życia. Rzucę ci garść pomysłów na nawyki. Większość z nich stosuję samemu.

1. Ćwicz.

Tak fizycznie. W domu, nawet w ciasnocie, można robić pompki, przysiady, brzuszki, itp. Jeśli masz drążek do podciągania, rób podciągnięcia. To chyba najlepsze ćwiczenie, które cię wyczerpie najszybciej. Dobre są też burpees, które szybko zmęczą i największego twardziela.

2. Pij wodę.

Średnia zalecana dawka to dwa litry. Zapotrzebowanie na wodę jest indywidualne. Jak ruszasz się mniej i jesteś mniejszy/a niż przeciętnie, to pij mniej. Jak jesteś wielkim niedźwiedziem i pracujesz fizycznie, pij więcej.

3. Śpij.

Zapotrzebowanie na sen też jest indywidualne. Na przykład ja na 6.5 godzinach snu jeszcze pociągnę. A jak śpię dłużej niż osiem godzin, to budzę się z bólem głowy.

Jeśli tryb życia (małe dzieci, itp.) nie pozwala ci na optymalną ilość snu w nocy, ratuj się drzemkami.

4. Prowadź wdzięczniczek.

Każdego ranka zapisuj trzy nowe rzeczy, za które jesteś wdzięczny/a. To jest ćwiczenie trochę natury duchowej, ale głównie umysłowej.

Ludzki umysł przywiązuje nieproporcjonalnie dużą uwagę do negatywnych wiadomości. Trzeba świadomie kultywować coś przeciwnego, żeby móc korzystać z dobrodziejstw pozytywnego stanu umysłu. A są one wielorakie. W skrócie:

“Kiedy twoje myślenie jest pozytywne, każdy wynik, który potrafimy doświadczalnie zmierzyć, dramatycznie rośnie”.

Shawn Achor

Wszystko jest lepsze, od twojego zdrowia, po stan konta w banku.

5. Prowadź pamiętnik.

Samo zapisywanie zdarzeń ma pewną wartość. Zawsze możesz sięgnąć po coś namacalnego i prześledzić swój postęp na przestrzeni miesięcy i lat.

Zbieranie danych na piśmie pomaga naszej podświadomości określić, co jest dla nas ważne i się na tym skupić. Podświadomie i w tle. Tak działa na przykład prowadzenie dziennika ćwiczeń albo diety.

Ale najlepiej chyba możesz wykorzystać prowadzenie pamiętnika do prowadzenia dialogu ze sobą. Ja codziennie rano zadają sobie jedno pytanie i odpowiadam na nie na piśmie. Proces pisania pozwala skrystalizować myśli. Tłumaczy język emocji, które w nas buzują, na ludzką mowę. Można się o sobie wiele dowiedzieć, a ta wiedza to twój największy kapitał:

“W ekonomii opartej na wiedzy, sukces przychodzi do tych, którzy znają samych siebie- swoje mocne strony, wartości i w jakich warunkach funkcjonują optymalnie.”

Peter F. Drucker

6. Czytaj książki.

Główną zaletą czytania nie jest wcale zdobywanie informacji, ale absorbowanie głosu autora. Ja tam w życiu nie doświadczyłem szalonych sukcesów, ani nie przezwyciężałem nieopisanych trudności. Ale mogę przeczytać książki ludzi, którzy coś takiego przeżyli i wpuścić ich trochę do mojej głowy.

Czemu książki, a nie na przykład blogi? Kolejną ważną korzyścią z czytania jest sztuka koncentracji. W dzisiejszym świecie jest to rzadka i cenna umiejętność.

7. Ćwicz szybkie czytanie.

To tylko jeden ze sposobów na trening intelektu, a wspominam go, bo sam go używam. Równie dobrze możesz rozwiązywać sudoku albo grać w gry logiczne. Grunt, żebyś ćwiczył/a umysł, tak jak ciało, regularnie.

8. Słuchaj podcastów.

To jest fantastyczne medium, zwłaszcza podcasty prowadzone w formie wywiadów. Czujesz się, jakbyś siedział/a obok dwóch ludzi- przedsiębiorców, dziennikarzy, celebrytów, autorów – z którymi normalnie byś się nigdy nie spotkał/a.

Ja uważam takie ‘podkradanie energii’ za główną korzyść z podcastów. A wiedza i inspiracja to tylko dodatkowe benefity.

9. Medytuj.

Medytacja, podobnie jak wdzięczność czy aktywność fizyczna, wydaje się mieć nieskończoną liczbę pozytywnych rezultatów. Między innymi potrafi obniżyć ciśnienie krwi i zwiększa zdolność do skupienia.

Jest też bardzo łatwo ją zacząć. Wystarczy przez 11 dni z rzędu medytować po dwie minuty dziennie, żeby twoje szanse na stworzenie długotrwałego nawyku skoczyły do 90%.

Medytacja jest również łatwa sama w sobie. Zamknij oczy. Odetchnij głęboko i wypuść powietrze skupiając się na przepływie powietrze przez twój nos. Ta-dam! To medytacja w jej najprostszej formie!

10. Módl się.

Jeśli wszystkie religie świata w czymś się zgadzają, to właśnie w kwestii modlitwy. To znaczy, że jest to dobre i pożyteczne dla ludzi.

Są różne rodzaje modlitwy, od powtarzania mechanicznie pewnych słów (co przypomina buddyjskie mantry), po modlitwę kontemplacji, która znowuż przypomina medytację.

Mój wirtualny mentor, Brian Buffini, w niedawnym podcaście wspomniał, że naukowcy dostrzegli bardzo podobne rezultaty modlitwy kontemplacyjnej i medytacji.

11. Czytaj Biblię.

Możesz ją czytać jak każdą inną książkę i coś ci z tej lektury zostanie. Ale Biblię najlepiej czytać jak poezję – w małych kawałkach, przeżywając to, o czym się czyta, a potem przeżuwając własne myśli o przeczytanym fragmencie.


Powyższe nawyki w żadnym wypadku nie stanowią wyczerpującej listy. Możesz też łączyć ze sobą w jednym nawyku różne aspekty. Np. na spacerze (ciało) możesz słuchać podcastów (umysł).

Parę takich moich nawyków to czytanie książek napisanych przez świętych (umysł i dusza) i słuchanie podcastów w czasie porannego rozciągania (umysł i ciało).

Żyjemy w dziwnym czasie. Nie będzie on trwał wiecznie. Masz kilka tygodni względnego spokoju dane ci od losu. Wykorzystaj je. Zacznij dbać lepiej o siebie. Buduj dobre nawyki.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *