Plusy i minusy mojej pierwszej pracy

Moją pierwszą pracę na etacie wspominam z nostalgią. Pamiętam, jak przybyłem tam jako świeżak po studiach, z głową nabitą wyobrażeniami jak to jest w “prawdziwej” pracy, i jak te wyobrażenia zostały zweryfikowane przez rzeczywistość.

Moja pierwsza praca

Firma FM Logistic we Mszczonowie, stanowisko ‘informatyka ds. eksploatacji’. W rzeczywistości zajmowałem się utrzymaniem systemów magazynowego, transportowego oraz pomagałem w projektach rozwojowych dotyczących tych obszarów. Np. pojechałem do Portugalii wdrażać nowy system transportowy w tamtejszej filii.

Jak bardzo można zmienić swoje życie w ciągu roku? Michał Stawicki, Autor klkunastu książek o rozwoju osobistym. Odpowiedziano w dniu 22 lutego Można wcale nie zmienić swojego życia w ciągu roku?
(na pierwszym planie nieśmiertelna Nokia do dyżurów)

A do tamtej pory pracowałem w różnych miejscach – nielegalnie w Anglii jako robol fizyczny w firmie rolniczej u Portugalczyka, w maleńkim studiu filmowym, u polskiego przysłowiowego “Janusza” w hurtowni odzieżowej, w fabryce Indesitu jako fizol na linii produkcyjnej.

Moje wyobrażenia i ich weryfikacja

W końcu dostałem pracę w dużej firmie. FM miało już chyba ponad 500 pracowników w Polsce i tysiące na całym świecie. W poprzednich miejscach pracy, większość rzeczy była robiona na łapu-capu i zależała od widzimisię właściciela. No, fabryka Indesitu była bardzo poukładana, ale szanse na rozwój były tam bliskie zeru.

W każdym razie, myślałem, że w dużej firmie rządzą procedury i procesy. Że to jest jak szwajcarski zegareczek.

Nic bardziej mylnego 😀

Każdy dzień był inny. Nigdy nie wiedziałeś, czego się spodziewać. Czasami brakowało podstawowych zasobów, jak miejsce dyskowe albo papier do drukarki.

Baza wiedzy, co to takiego? 90% wiedzy była przekazywana z ust do ust – jak w pradawnym plemieniu, albo za pomocą przykładu – jak czeladnik u średniowiecznego mistrza rzemieślniczego. Mówię wam, jazda bez trzymanki.

Co wyniosłem?

Aktywne prawo jazdy. W trakcie pracy w końcu zrobiłem prawko, a jako dyżurny, dostawałem też służbowe auto do użytkowania. Więc siadłem za kółkiem kilka(?)naście razy. Minęło potem ze 2-3 lata, zanim kupiłem sobie własne auto. Dzięki tej początkowej praktyce (zrobiłem z 500-1000 kilometrów) nie bałem się później zasiąść za kierownicę.

Etos pracy. Koledzy w robocie zasuwali jak mróweczki. Nadgodziny się kumulowały na wirtualnych kontach, ale wybrać je, to była niemożliwość. Odchodząc dostałem ładnych kilka stówek ekwiwalentu urlopowego, pomimo tego, że ostatnie dwa tygodnie i tak miałem urlop.

Byliśmy tam pokoleniem wychowanym na kryzysach lat 90-tych i nikt nawet nie kwestionował potrzeby pracy.

Profesjonalizm. Pomimo swojskiego bajzlu, pracowali tam prawdziwi fachowcy. Nic dziwnego, przy 20% bezrobociu było z kogo wybierać. He, he, do tej pory pozostał mi nawyk profesjonalnego odbierania telefonu służbowego.

Podstawowe narzędzia pracy. Coś tam mnie na tych studiach nauczyli. Ale to właśnie w FMie w końcu w praktyce podszlifowałem angielski, zgłębiłem SQL i bash, po raz pierwszy pracowałem na UNIXie.

Dobre wspomnienia. Zespół był przewspaniały. Naprawdę żal było ich opuszczać i czułem się trochę jak dezerter. Bardzo miło wspominam współpracę nawet na najtrudniejszych projektach (migracja systemu transportowego) i obszarach (nocne dyżury; masakra).

Co było okropne?

Etos pracy zbyt często przechodził w pracoholizm. Niby pracowaliśmy osiem godzin dziennie, ale w środku dnia była obowiązkowa, godzinna przerwa na lunch.
Spędzałem poza domem z 10 godzin dziennie, a do miejsca pracy miałem przecież tylko jakieś 10 kilometrów. A w domu dwa małe dzieciaczki. Dyżury zabierały mi godziny snu. Częste awarie sprawiały, że nie raz się zostawało w robocie po godzinach. Dlatego w końcu się stamtąd zwolniłem.

A to dlatego, że nie było jasnej ścieżki kariery. Przez rok z hakiem miałem nad sobą trzech różnych menadżerów, i pomimo, że zaiwaniałem jak mały samochodzik, nie mogłem się doprosić ani o podwyżkę, ani nawet o jasny zestaw kryteriów, żebym mógł wiedzieć, co mam zrobić, żeby awans i podwyżkę dostać.

Czyli miałem poświęcić dla firmy najlepsze lata życia i trzymać kciuki, że ‘jakoś’ mi to wyjdzie na zdrowie.

Stwierdziłem, że lepiej wziąć sprawy we własne ręce.


Pomimo okoliczności rozstania, bardzo dobrze wspominam moją pierwszą pracę. Z perspektywy czasu widzę, że to był dla mnie świetny poligon kariery zawodowej. Dostałem solidne podstawy, które w przeciągu kolejnych dwóch lat przekułem w prawie trzykrotnie wyższą pensję.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *