Największe wady polskich wydawnictw

Większość wad polskich wydawnictw jest dokładnie taka sama, jak wydawnictw nie-polskich i sprowadzają się do jednego: zagładzają autorów. Taki biedny pisarzyna w pocie czoła długimi miesiącami coś produkuje, wydawca to bierze, płaci mu jakieś ochłapy (tzw. zaliczka) i to by było na tyle.

No, może mu zapłaci jeszcze jakieś ochłapy w przyszłości (tantiemy). Z naciskiem na “może”. I z około rocznym opóźnieniem. Do tej pory pisarzyna pewnie już z głodu sczeźnie. A jak nie, to na pewno spokornieje i nie będzie wołał tak wielkiej zaliczki jak ostatnio.

Myślisz, że przesadzam? Najlepsi, najbardziej cenieni autorzy dostają około 20% ceny książki. Wróć, przychodu wydawcy. Pomiędzy wydawcą a czytelnikiem może być jeszcze cały szereg pośredników, którzy podbiją cenę książki, a autor guzik z tego ma.

Ale tacy 20-procentowi krezusi to są naprawdę jednorożce. Rzadkie stworzenia.

Niegramotność marketingowa

Ten grzech łączy się z poprzednim. Wydawcy, o zgrozo, nie potrafią sprzedawać książek.

A głupiutkim autorom wydaje się, że jednak wydawcy coś w tym zakresie umieją. Cóż, większość wydawców po prostu wydaje książkę i ściska kciuki. Jak się uda, to zostanie bestsellerem. A jak nie, to trudno, i tak zapłaciliśmy autorowi ochłapy.

Jest to dość słabiutka strategia marketingowa. Więc wymyślili lepszą: “Poszukajmy sobie autorów, którzy już mają fanów i niech oni sprzedają książki za nas.”

Ta ‘strategia’ sprowadza autora do roli pracownika najemnego dla wydawnictwa (i wszystkich pośredników). On jeden haruje, żeby książkę wypromować, a oni odcinają kupony.

Wady polskich wydawnictw

Jedyną unikalną wadą polskich wydawnictw jest to, że są polskie. Wcale nie dlatego, że ‘polskie to gorsze’. Dlatego, że polski rynek książkowy jest bardzo upośledzony. Czytelnictwo w Polsce leży i kwiczy. Większość dochodu z książek płynie nie do tych, którzy je tworzą i wydają (autorzy i wydawnictwa), tylko do dystrybutorów.

Zero siły przebicia na rynku sprawia, że nakręca się negatywna spirala – autorzy giną z głodu (czyt. rzucają pisanie w pierony), coraz mniej ludzi czyta, itp.


Osobiście, czekam z przetłumaczeniem moich książek na polski aż Amazon w końcu wejdzie z self-publishingiem na nasz rynek. Jeśli będę miał dostępne print-on-demand, zacznę wydawać książki w Polsce. Bez wydawnictwa.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *