Moje codzienne rytuały

Mam dziesiątki rytuałów w ciągu dnia. Jak z resztą każdy z nas. Nawyki (przyzwyczajenia) są naszą drugą naturą. Pewne amerykańskie badanie wykazało, że około 40% wszystkich naszych czynności jest całkowicie automatyczne. W ten sposób oszczędzamy mentalną energię na prawdziwe wyzwania w życiu.

Mój poranny rytuał trwa około dwóch godzin. Już go zresztą opisałem na blogu, więc nie będę się powtarzał.
Każdy ma jakiś poranny rytuał. Jeśli tylko wstajesz, przebierasz się z piżamy, pijesz kawę, myjesz zęby i ruszasz do pracy rano, to już jest to rytuał.

Medytacja

Ale oprócz porannego rytuału mam mnóstwo innych nawyków. Na przykład medytuję. Zwykle robię to na peronie czekając na pociąg do pracy. Splatam palce obu dłoni, zamykam oczy i skupiam się na oddechu przepływającym przez moje nozdrza.

Ale, że nie pracuję już pięć dni w tygodniu (no i mamy weekendy), mam też alternatywne rytuały medytacji – podczas adoracji Najświętszego Sakramentu (staram się codziennie wpadać do kościoła chociaż na 10-15 minut adoracji), albo kiedy łapię drzemkę w ciągu dnia. Podczas adoracji nie zamykam oczu, ale wlepiam je w Jezusa, a kiedy odpływam w drzemkę, nie splatam palców.

Rytuał komunikacyjny

Na peron idę spacerkiem, to troszkę mniej niż kilometr. Zwykle, po drodze się modlę. Na peronie, jak już wiesz, medytuję. Kiedy przyjeżdża pociąg, ładuję się do niego, zajmuję miejsce siedzące, wyjmuję laptop, plecak wrzucam na górną półkę. W zależności od natężenia klimatyzacji ściągam z siebie marynarkę albo w niej siedzę.

W drodze pracuję, zwykle piszę, ewentualnie ogarniam emaile. W drodze raczej pracuję offline, mój laptop nie lubi się z darmowym WiFi Kolei Mazowieckich.

Gdy dojeżdżam do stacji docelowej, odwracam rytuał rozpakowywania bambetli- wyłączam laptop, zdejmuję plecak z półki, pakuję wszystko, łapię marynarkę, stawiam się u drzwi na peron.

Ze Śródmieścia idę na metro, to jest momencik. Czekając na pociąg metra, wyjmuję książkę świętego albo mój Kindle. Czytam. Czytam i w drodze do pracy. Przed wyjściem z pociągu zwykle wyciągam z plecaka plakietkę wejściową do biura, żeby jej potem nie szukać. Biurowiec pracodawcy mam tuż obok stacji metra.

Rytuał wieczorny

Zaczyna się on na złapaniu moich trzech wdzięczniczków – jeden ogólny, jeden o moich dzieciach i jeden o żonie. Uzupełniam je.

Potem to już jest lista najzwyklejszych czynności – upewniam się, że komputer jest wyłączony (ewentualnie jeszcze raz sprawdzam pocztę), przebieram się w piżamy, zamykam dom na klucz, uruchamiam zmywarkę, myję zęby, idę na piętro, modlę się z moją córką, zaglądam do pokoju synów i ląduję w mojej sypialni.

Rytuał pisania

Moja pierwsza sesja pisania danego dnia różni się tym od kolejnych, że najpierw modlę się przez chwilę, prosząc o natchnienie. A reszta, to już wygląda tak samo: otwieram mój Excel, w którym loguję moje pisanie.
Prawdę mówiąc, to raczej przełączam się na niego, jest wiecznie otwarty. Kopiuję często jakiś poprzedni wpis w kolejny wiersz i zmieniam datę na dzisiejszą. Notuję w pliku, co będę pisał, w jakim języku, oraz gdzie jestem.

Sprawdzam i odnotowuję godzinę rozpoczęcia pisania.

Im dłużej piszę, tym lepiej mi się piszę. Staram się więc mierzyć w co najmniej dwudziestominutowe kawałki. Nawet jak piszę coś względnie krótkiego, jak odpowiedź na Quorę, staram się na początku zapisać chociaż kilka punktów, które będą osią artykułu, żeby mieć jakikolwiek szkic i jego się trzymać.

Jeśli piszę cokolwiek dłuższego niż tysiąc słów, taki “plan akcji” jest punktem obowiązkowym.

Pilnuję się, żeby nie szukać linków, nie robić żadnych badań w trakcie, bo to przepis na katastrofę. Jeśli wiem, że mam coś do zrozumienia/ poczytania zanim się wezmę za jakiś temat, to robię to przedtem. Czas pisania jest święty. A jak nie jest, to po prostu pisanie mi się nie klei.

Sesję pisania kończę, kiedy kończę jakiś kawałek tekstu albo kończy mi się czas. Kopiuję to, co właśnie napisałem do Worda, i tam sprawdzam liczbę napisanych słów. Aha, praktycznie zawsze piszę w Notepad++. Ten program ma bardzo czysty, nierozpraszający interfejs.

Na koniec sesji, zapisuję w logu ilość słów i godzinę zakończenia. Czasami też skrobnę jakąś notatkę odnośnie danej sesji, zwykle, gdy ilość słów na minutę była słabiutka, usiłując znaleźć powód niskiej produktywności.

Rytuał szukania pytań na Quorze

W wersji angielskiej mam już sprawdzony proces. Po prostu odwiedzam 2-3 tematy o nawykach i szukam właściwych pytań właśnie tam. Potrafię odpowiedzieć praktycznie na wszystko, dlatego interesują mnie raczej wskaźniki- ile osób obserwuje dane pytanie, ile już na nie odpowiedziało. Im więcej obserwujących i im mniej odpowiedzi, tym lepiej.

Znalezione pytania odwiedzam i sprawdzam pobieżnie jedną-dwie odpowiedzi z góry. Jeśli potrafię odpowiedzieć lepiej, kopiuję sobie link do takiego pytania i zapisuję go w pliku z odpowiedziami.

Rytuał korzystania z Facebook’a

Na FB wchodzę tylko na trzy sposoby: na moim komputerze bezpośrednio do jednej z grup, w których jestem aktywny; na komputerze poprzez link do Messenger’a; na moim telefonie.

W pierwszym przypadku, mam zwykle coś do zrobienia w danej grupie. Czytam post, publikuję post i opuszczam FB.

W drugim przypadku, zwykle chcę po prostu sprawdzić liczbę notyfikacji. Jeśli jest mniejsza niż 6, to zamykam FB. Jeśli jest większa niż 5, sprawdzam, o co chodzi. Ponownie – podejmuję jakieś akcje, np. odpowiadam na wiadomość albo komentuję, gdy ktoś mnie oznaczył w poście. Przechodzę przez wszystkie notyfikacje i znikam z FB.

A FB na moim telefonie to nieporozumienie. Skubany, otwiera się na głównym feedzie, a tego właśnie próbuję uniknąć wchodząc na FB przez linki do grup czy przez Messenger‘a.
Zainstalowałem FB na telefonie w czasie Wielkiej Kwarantanny, bo wtedy oglądałem live’y w czasie spacerów. A teraz tylko mnie draństwo wciąga w odmęty Fejsa, których sobie nie zaplanowałem.

Rytuał obsługi poczty

Używam chyba z sześciu różnych adresów email, ale wszystkie skrzynki mam podpięte do Thunderbird’a – programu do zarządzania pocztą elektroniczną.

Wielokrotnie w ciągu dnia przewijam suwak w okienku skrzynek pocztowych, sprawdzając, czy nie ma nowych wiadomości. Wystarczy mi zwykle przeczytać temat i nadawcę, żeby wiadomość wywalić do spamu, albo przenieść do odpowiedniego folderu. Bo folderów mam zatrzęsienie, np. w mojej skrzynce biznesowej jeden na każdego klienta.

A jeśli wiadomość wygląda na koszerną, to ją czytam i decyduję: czy odpowiedzieć na nią natychmiast, czy też może poczekać, aż będę miał więcej czasu.

Kilka razy w tygodniu organizuję sobie maratony czyszczenia skrzynki odbiorczej i staram się wtedy odpowiedzieć na wszystkie zaległe wiadomości. Nawiasem mówiąc, jak już na maila odpowiem, to wrzucam go do odpowiedniego folderu.


Rytuałów mam jak mrówków. Jak zresztą każdy z nas. Jako kręgowce, jesteśmy przystosowani do tego, żeby mieć nawyki. Mają je nawet gady i ptaki. Ułatwiają nam życie – zamiast poświęcać uwagę na powtarzające się czynności, oszczędzamy ją na to, co naprawdę ważne.

Nasze nawyki i rytuały są tak zakorzenione, że rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że je mamy. Ja wyciągnąłem taką imponującą listę “z rękawa”, bo od lat świadomie kształtuję moje nawyki.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *