Jedna rzecz, co do której zarzekałem się, że nigdy jej nie zrobię, a jednak…

Oj tak. Zarzekałem się, że nie będę nigdy świadczył żadnych usług dla niezależnych autorów. Dlaczego? Bo nie chciałem, żeby ktokolwiek stawiał w jednym rzędzie moje nazwisko oraz takie usługi.

Kiedy zaczynałem publikować na Amazonie, większość owych “usług” znajdowało się w spektrum od czystego oszustwa, do wydawania kasy bez żadnej pewności, co do zwrotu z inwestycji. Mówiąc konkretniej, to tak, jakbyś poszedł do warzywniaka po pomidory, a zapłaciłbyś jak za złoto, albo wcisnęliby ci zgniłe pomidory.

Nie raz moi znajomi mnie namawiali, żebym świadczył takie lub owakie usługi dla autorów, żebym stworzył kurs dla self-publisherów, itd. Za każdym razem zapierałem się przed tym rękami i nogami.

A w 2017 roku wziąłem pierwszy raz kasę od autora, za stworzenie mu reklam książki na Amazonie.

Czekaj, czekaj, ale jak to?

Życie ze sprzedaży książek, to niemal taka sama mrzonka, jak życie z wygranej w totolotka. Temu i owemu się udaje, ale przeważającej większości – nie. W odróżnieniu od totolotka, w karierze autora twoje szanse może zwiększyć twój wysiłek. Spotkałem się z autorami, którzy harowali po 10 godzin dziennie i stworzyli w ten sposób naprawdę solidne źródło dochodu.

A większość “usług” dla autorów to obiecanki, że nie będziesz musiał ciężko pracować, że dzięki temu kursowi albo narzędziu, wszystko “samo” się zrobi. Albo, chociaż większość.

Kiedy moi znajomi mnie namawiali na tworzenie kursu, zdawałem sobie z tego sprawę. Nie miałem najmniejszej ochoty wyciągać z czyjejś kieszeni $500, żeby on zarobił $300 na sprzedaży swojej książki. Jako autor ładnych już kilku książek, świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, że nawet jeśli wszystko zrobiłeś jak należy – od wymyślenia pomysłu na książkę, poprzez pisanie, proces produkcyjny i publikację – to nadal książka może się okazać sromotną klęską komercyjną.

Wiedziałem to, bo parę takich sromotnych porażek mi się trafiło, i to zaraz po wydaniu dwóch bestsellerów pod rząd.

A potem odkryłem reklamy na Amazonie.

W trzy miesiące potroiłem sprzedaż moich książek. Żeby dać pojęcie jak bardzo zmieniło to moją pisarska karierę: w czerwcu 2016 zarobiłem $280 z książek, ale cały miesiąc miałem $400 na minusie; w lutym 2017 zarobiłem na czysto $2500.

Dostarczana wartość

Reklamy na Amazonie to było pierwsze narzędzie, które pozwoliło mi relatywnie łatwo zmierzyć zależność pomiędzy wkładanym wysiłkiem, a osiąganymi rezultatami.

Nie chciałem wcześniej świadczyć usług dla autorów, ponieważ nie potrafiłem jednoznacznie pokazać, że różnica pomiędzy wiedzą z kursu, a jej brakiem faktycznie zaowocuje w wymiernych finansowych rezultatach. W przypadku reklam, ten kłopot praktycznie nie istniał.

Po raz pierwszy mogłem oprzeć jakąś usługę w oparciu o wygenerowaną wartość. I to mnie właśnie przekonało, żeby jednak coś dla autorów robić.

Pierwszego klienta zdobyłem w czerwcu 2017 roku. Od tamtego czasu pracowałem już z ponad setką autorów i większość z nich decydowała się płacić mi w zależności od moich wyników.


W skrócie: nie chciałem sprzedawać kota w worku. A przekonało mnie to, że wcale nie musiałem tego robić. Mogłem pokazać moim klientom rezultaty czarno na białym.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *