Czy najlepsza praca zdalna jest w stanie zastąpić pracę w biurze?

Oczywiście! Z palcem w…, no, tam, gdzie powiedzenie mówi.

Najlepsza praca zdalna za każdym razem pobije pracę w biurze. A dlaczego? Bo praca w biurze jest zwykle daleka od “najlepszej”. Ot przychodzi się do roboty, odwala swoje, pójdzie na jakieś nudne spotkanie, wypije kawę, podłubie coś w robocie, pójdzie na “lancz”, odpowie na maile, no i fajrant.

“Najlepsza” praca

No, chyba, że będziemy porównywać najlepszą pracę w biurze z najlepszą pracą zdalną. Wtedy werdykt nie będzie taki prosty i zmieni się na nasze zwyczajowe ‘to zależy’ ze wskazaniem na pracę w biurze. Tam łatwiej o komunikację ze współpracownikami, środki techniczne, łatwiej się samemu wziąć w karby (a raczej środowisko wymusza to bardziej, niż w domu).

I zaangażowany pracownik, ciężko pracujący, wyciśnie z siebie więcej niż w piżamach przed komputerem w domu.

Rzeczywistość

Demonizowanie pracy zdalnej skończyło się w marcu 2020 roku. Na przykład u mojego pracodawcy, było o to dosyć ciężko. Środki techniczne mieliśmy od dawna, pracuję w IT, więc większość roboty i tak się wykonuje nie-fizycznie, pracując na serwerach klientów w innych krajach, a nawet na innych kontynentach.

A potem przyszedł lockdown. I okazało się, że wskaźniki produktywności nie spadły, lecz wzrosły. I nadal utrzymują się na wyższym poziomie.

Znam pewnego irlandzkiego podcastera, który jest konsultantem biznesowym. Pracuje z wieloma różnymi klientami, w przeróżnych branżach, a lockdown był dla niego okazją, żeby przeprowadzić serię wywiadów o rzeczywistości pracy zdalnej.
Jeszcze nie słyszałem w żadnym odcinku, żeby właściciel czy prezes firmy opowiadał, że lockdown totalnie zabił mu produktywność, czy choćby znacząco ją obniżył. Wręcz przeciwnie, tak jak u mnie w PwC, produktywność albo pozostawała bez zmian, albo wzrastała.

Autonomia

Skąd się wziął ten przypływ produktywności? Ja zgaduję, że to dlatego, że pracownicy poczuli autonomię w wykonywaniu swoich zadań. Mają większą swobodę w wyborze i kiedy zabrać się za zadanie, i jak je wykonać, wymuszoną sytuacją, że szef już nie dyszy im w kark.

Nawet, jeśli nie bardzo lubisz swoją robotę, to jeśli sam sobie ustalasz ramy czasowe i obowiązki, choćby i w ograniczonym zakresie, czujesz się bardziej ‘właścicielem’ tego, co robisz. Przestaje to być tylko sprawą twojego pracodawcy, a staje się po trosze twoją sprawą.

Poza tym, kiedy model wydawania poleceń z góry na dół przestaje z konieczności działać, włączają się oddolne inicjatywy. Uważam, że najciekawsze w poprzednim podejściu do pracy zdalnej i obecnych wynikach, jest “odkrycie”, że ludzie szanują swoją pracę.

Oto nastały przedziwne czasy, pełne niepewności. Nie wiadomo, co będzie ze światem, krajem, pracą, rodziną. I to założenie, że pracownicy to tylko przyłażą do roboty, żeby swoje odfajkować, że to tępe dzidy, które nie zdają sobie sprawy, że ich praca musi wykreować wartość dla klienta, bo inaczej są tylko rubryczką kosztów da pracodawcy – szybciutko upadło.

Okazało się, że ludzie świetnie zdają sobie sprawę, że los firmy zależy od ich produktywności, a ich własny los zależy od losów firmy.

Zarządzanie czasem

Zarządzanie czasem, to naprawdę zarządzanie energią. W związku z lockdown’em i pracą zdalną, Michael Hyatt wprowadził w swojej firmie na próbę sześciogodzinny dzień pracy. Miał sporo pracowników z małymi dziećmi i chciał im ulżyć. I okazało się, że miało to zerowy wpływ na produktywność. Więc wprowadził sześciogodzinny dzień pracy na stałe.

Sześć godzin to i tak przesada. Ciężko jest pracować na naprawdę wysokich obrotach dłużej niż 5 godzin. Trzy godziny pewnie jest bliżej średniej. A reszta czasu w biurze to bezproduktywne spotkania, przekładanie papierków, itp.

Pracując z domu można dużo lepiej zarządzać energią. Możesz na przykład złapać 15-minutową drzemkę pomiędzy zadaniami. Dla mnie taka drzemka jest zbawienna. Mam bardzo zmienny biorytm i jeśli nie złapię drzemki w odpowiednim momencie to jestem jak zombi przez jakieś trzy godziny – aż do następnej “górki” energetycznej.

Oczywiście, są i tacy, którzy nie potrafią się zdrzemnąć w 15 minut i tylko by ich próba złapania snu rozdrażniła. Są i tacy, którzy po przyłożeniu głowy do poduszki budzą się dopiero po dwóch godzinach. Ale tutaj nie chodzi o drzemanie – tu chodzi o elastyczność. We własnym domu możesz zjeść, kiedy chcesz, szybko skoczyć do kibelka, zdrzemnąć się, pójść na krótki spacer – większość z tych najzwyklejszych codziennych czynności wywołałaby co najmniej uniesienie brwi z dezaprobatą w biurze.

A brak dojazdów do pracy?! Toż to czyste błogosławieństwo! Budzi się człowiek, szykuje do pracy, może oporządzi dzieci do szkoły, spędza w korkach godzinkę i już jest w biurze. Wykończony, zanim zaczął się dzień. Brak dojazdów to niesamowity zastrzyk zasobów energetycznych pracowników. A tą energię mogą wykorzystać do pracy.

Co zapewne uczynili, skoro produktywność nie spadała w ostatnim roku.


Najlepsza praca zdalna bije na głowę przeciętną pracę w biurze. Jak zwykle, kiedy najlepszy mierzy się z przeciętniakiem.

Najlepsza praca w biurze też wygrywa z przeciętną pracą zdalną. Taka już natura rzeczy.

Prawdziwe pytanie to nie: “Co jest lepsze?” tylko: “Jak najlepiej wykorzystać u mnie ten czy ów model?”

I praca zdalna, i w biurze, mają swoje plusy i minusy. Przy należytym ich zrównoważeniu można uzyskać olbrzymie korzyści.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *