Ciało, umysł, dusza: nawyki pomagające osiągnąć stan harmonii w codziennym życiu

To nie jest takie proste zagadnienie, jakby się mogło wydawać. Przede wszystkim, czym jest “stan harmonii”, i to w codziennym życiu?

Przegrzebałem trochę Internetu i najbardziej spodobało mi się takie postawienie sprawy, które znalazłem w artykule na Opoce:

Kwestia naszej wiary, domu i porządku, organizowanie czasu, zdrowie fizyczne, dobra materialne, strój, intelektualny rozwój, rozwijanie znajomości i kontaktów, itp.
Wszystkie te sprawy składają się na nasze życie i wymagają odpowiedniego, harmonijnego działania, które umożliwi, we właściwy sposób, rozwijać te przestrzenie i nad nimi czuwać.

W tej definicji podoba mi się to, że życie zostało przedstawione jako zlepek naszych wszystkich aktywności, cech, stanów, itp. Harmonia tak skomplikowanego mechanizmu, to jak harmonia środowiska naturalnego – jest w ciągłym ruchu, jest różnorodna, żyjąca.

Stan harmonii, to trochę jak stan równowagi-to nie doskonały bezruch, lecz raczej stałe balansowanie, które wymaga jedynie mikroskopijnych korekt, żeby do stanu równowagi/ harmonii powracać.


Nie ma więc jednego supernawyku, który pozwoli taki stan harmonii osiągnąć, ani go utrzymać. Prawdę mówiąc, potrzebujemy mnóstwa dobrych nawyków, które będą obejmować wszystkie obszary naszego życia i w ten sposób pozwolą nam wprowadzać ciągłe korekty i odpowiednio “balansować”.

Ciało, umysł i dusza

Już w starożytności przyjęto ten trójpodział wszelkich władz człowieka. Starożytni mędrcy nie wysysali sobie swoich teorii z palca, lecz wysnuwali je w oparciu o drobiazgową obserwację środowiska i społeczeństwa.

Co i rusz współczesna wiedza potwierdza ich wnioski. Np. “w zdrowym ciele, zdrowy duch” = aktywność fizyczna jest równie skutecznym antydepresantem, co leki.

Żeby przybliżyć się do stanu harmonii, potrzebujemy więc zająć się każdym aspektem naszego człowieczeństwa.

I. Ciało.

To wydawałoby się być najprostsza sprawa, a jednak tak wielu ludzi polega już tutaj. Wystarczy przecież tak niewiele. Dobrze jeść. Pić wystarczająco dużo wody. Spać tyle, ile potrzebuje nasz organizm. Poruszać się codziennie.

OK, rozumiem, “dobrze jeść” jest takie enigmatyczne. Ale weźmy pod uwagę pozostałe trzy warunki i okazuje się, że co najmniej 90% populacji nie robi co najmniej jednej z tych rzeczy (a nierzadko i wszystkich trzech).

Nawiasem mówiąc, z całych moich badań nad dietami, wynika, że “dobrze jeść” oznacza po prostu umiarkowanie i unikanie wysoko przetworzonego jedzenia. Im coś bardziej surowe i naturalne, tym lepiej.

Przydatne nawyki:

Picie wody z samego rana, picie wody regularnie w ciągu dnia (albo chociaż przyjmowanie innych płynów), śledzenie długości swojego snu, codzienne ćwiczenia (choćby i spacer), jedzenie surowych warzyw i owoców.

II. Umysł.

W dzisiejszym świecie nasz umysł najbardziej rozwala nieumiarkowana konsumpcja. Gry video, oglądanie Youtube’a, całych sezonów seriali naraz, czytanie papki medialnej, śledzenie mediów społecznościowych. Robimy to wszystko, bo sprawia nam to przyjemność. Nasze mózgi zalewa dopamina, która w dużych ilościach wręcz upośledza zdolność rozumowania.

Najlepszą na to odtrutką jest tworzenie. Nawet, jeśli angażujesz się w media społecznościowe czy YouTube’a, ale od strony twórcy, twoja perspektywa jest zupełnie inna i włącza myślenie.

Włącza ciekawość ludzką, nie tą małpią: Co się stanie jak wypuszczę krótki filmik, a co jak dłuższy? Jak dobrze zmontować mój filmik? Która godzina jest najlepsza do publikacji na Facebook’u, a która na Instagramie?

Kolejną ważną sprawą jest umiarkowana, wyważona i celowa konsumpcja. Edukacja. Poszerzanie horyzontów. Badanie spraw, które cię osobiście interesują, a nie celebryckich pseudodramatów, o których jest aktualnie głośno.

No i jeszcze czas na ciszę i refleksję. Mogłoby się wydawać, że to bardziej domena ducha niż umysłu, ale to pozory. Naukowcy odkryli, że przebywanie w ciszy sprawia, że mózg dorosłego człowieka wytwarza nowe szare komórki w mózgu! Trudno o coś bardziej konkretnego w kwestii rozumowania, niż budulec naszego mózgu.

Albo chociażby kwestia planowania. Zaplanowanie skomplikowanego procesu zmniejsza jego pracochłonność o 20%.

Jeśli chcesz np. napisać książkę, to wystarczy, że poświęcisz kilka godzin na planowanie, obmyślenie strategii, zrobienie szkicu, a zamiast 10ciu miesięcy, spędzisz na pisaniu książki tylko osiem. A jednak wolimy bombardować nasz umysł medialną papką, zamiast usiąść i na spokojnie pomyśleć, co należy zrobić, żeby odnieść sukces.

Przydatne nawyki:

Słuchanie podcastów, czytanie książek duchowych i edukacyjnych, nauka czegokolwiek, nauka przez praktykę (jak w przykładzie z mediami socjalnymi), spacery lub ćwiczenia w naturalnym otoczeniu, prowadzenie pamiętnika, spisywanie priorytetów, rozbijanie większych projektów na mniejsze części, medytacja.

III. Dusza.

Z tym obszarem ludzie mają dziś najwięcej problemów. Mamy już środki poznawcze, żeby sporo ogarnąć w kwestiach działania naszego ciała, powoli dobieramy się do ludzkiego mózgu, ale sfera duszy nadal wydaje się nam magią.

Tymczasem jest to część ludzkiej rzeczywistości od wieków. Kiedyś ludzie nie potrafili zbadać zależności przyczynowo skutkowych pomiędzy kontaktem z zakaźnie chorym a zachorowaniem. Mieli na ten temat przeróżne, dzisiaj zabawne, teorie (“morowe powietrze”). Czy to, że nie potrafili gołym okiem zobaczyć bakterii albo wirusa w jakikolwiek sposób zmieniało to, że przy kontakcie się zarażali? Oczywiście, że nie!

Nadal nie potrafimy zaobserwować wielu zjawisk należących do strefy ducha, ale nie oznacza to, że powinniśmy tą strefę całkowicie zaniedbać.

Zacznijmy, delikatnie, od nastawienia. Ani to ciało, ani umysł, chociaż w skomplikowanej ludzkiej maszynce one nawzajem się dotykają. Łatwo mieć zrypany nastrój, jak czujesz się podle. Łatwo mieć euforyczny nastrój jak właśnie wyjarałeś/aś blanta.
Nieco trudniej, ale nadal to możliwe, poczuć się dobrze za pomocą siły woli, przekonać siebie mocą własnych myśli, że czujesz się zmotywowany/a albo pełen energii.
Dużo lepiej nam wychodzi czucie się zrezygnowanymi i pokonanymi, kiedy ogarniają nas czarne myśli.

Najlepsze nastawienie, jakie możesz mieć w życiu to bycie wdzięcznym/ną. Och, ten temat naukowcy akurat gruntownie przebadali.

“Wdzięczność przestawia mózg na pozytywne myślenie.
Kiedy twoje myślenie jest pozytywne, każdy wynik, który potrafimy doświadczalnie zmierzyć, dramatycznie rośnie”. —
 Shawn Achor

Sens. Nie będę się nad tym specjalnie rozwodził, odsyłam do genialnej książki “Człowiek w poszukiwaniu sensu” Wiktora Frankl’a. Ludzie potrzebują poczucia sensu, żeby optymalnie funkcjonować. Nie celu, chociaż może on być do pewnego stopnia protezą sensu, lecz poczucia, że ich życie jest “po coś”.

Zwolennicy teorii ewolucji i materialistycznego pojęcia rzeczywistości mędrkują, że ta potrzeba poczucia celu wykształciła się w naszym gatunku na skutek rozwoju świadomości. Skoro już byliśmy świadomi własnego istnienia, potrzebowaliśmy jakiegoś usprawiedliwienia na to istnienie.

Załóżmy nawet, że to prawda; no i co z tego?! Nie zmienia to faktu, że pragnienie poczucia sensu jest częścią ludzkiej konstytucji.

Wyciszenie. I owszem, dotyka ono umysłu i ciała, ale nie bez kozery różne praktyki uważności są częścią praktycznie każdej religii. Potrzebujemy czasami usiąść i pomyśleć. Albo i nie myśleć wcale. Cieszyć się po prostu chwilą. Dostrzec palce Stwórcy w tym pięknym świecie dookoła.

Co przywiodło nas do ostatniego tematu: religia. Ludzie religijni, biorący aktywny udział w życiu swoich kongregacji mają się lepiej, niż ludzie niewierzący, czy też “niepraktykujący” (czym się różni analfabeta, od człowieka, który potrafi czytać, ale nigdy nic nie czyta?).
Pewien naukowiec, z którym o tym rozmawiałem, wierzył, że to wynik bycia stworzeniem społecznym. Że regularne praktyki religijne dają poczucie wspólnoty, swojego miejsca w stadzie, i stąd te wyniki.

Ale jakoś nie widziałem badań mówiących o tym, że na przykład gracze RPG, którzy też przecież się regularnie spotykają, doświadczają takich samych dobroczynnych efektów dla swojej psychiki i zdrowia.

Były też inne eksperymenty naukowe, które wykazały, że coś jest na rzeczy z religią, chociaż ni diabła nie potrafimy powiedzieć co.

Na przykład podawano badanym herbatę pobłogosławioną przez mnichów i kapłanów różnych religii, i pytano się o samopoczucie “obiektów”. Niektórym badanym mówiono, że to pobłogosławiony napój, innym nie, a jeszcze innych wręcz oszukiwano. Ale korelacja zawsze była ta sama: pobłogosławione herbatki działały lepiej na samopoczucie.

Warto w coś wierzyć. Jest to integralna część ludzkiego doświadczenia.

Przydatne nawyki:

Spacery lub ćwiczenia w naturalnym otoczeniu, prowadzenie pamiętnika, samorefleksja, prowadzenie wdzięczniczka, medytacja – to “level pogański”, to wszystko działa na nas na poziomie duszy nawet bardziej, niż na poziomie umysłu.

Oprócz tego wszystkie nawyki wspólne większości religii: regularne uczęszczanie na spotkania religijne, modlitwa, kontemplacja, post, jałmużna (również w formie poświęcania swojego czasu!), rachunek sumienia.


Jeśli chcesz osiągnąć stan harmonii w codziennym życiu, musisz zająć się wszystkimi aspektami swojego życia. Jeśli wejdziesz do harmonijnie urządzonego pokoju, a na środku dywanu będzie wielka kupa, to ten jeden element popsuje całą harmonię.

Pracuj nad swoim ciałem, umysłem i duszą. Jednocześnie i z umiarkowaniem. Przesadzanie w którymkolwiek z aspektów, też wprowadza dysharmonię.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *